Jedynie ramy zachodzących zmian. Z pewnością będzie się pogłębiała cyfryzacja naszego świata i automatyzacja życia. Ale jakie konkretne formy te dwa procesy przyjmą, tego już nie wiemy. Czy o nowym kształcie ludzkości zadecyduje jakiś przełom w bio- czy nanotechnologii? Może najpierw sztuczna inteligencja zablokuje demokrację? Albo w ogóle unicestwi ludzi... Tego nie da się przewidzieć. Nie jesteśmy w stanie odczytać głębszej natury teraźniejszości, więc co dopiero przyszłości.
Internet zmienia nasze wartości?
Z pewnością. Podkopał proporcje między kulturą wysoką i niską. Efektem tego jest choćby upadek autorytetów, a co za tym idzie, pomieszanie się różnych porządków, jak prawda i fałsz, jak ważne i nieważne. Zawsze było tak, że kulturę wysoką oddzielały od reszty różne bariery społeczne i techniczne. Ten elitaryzm dawał wiele pożądanych społecznie efektów. Ludzie chcieli się rozwijać, by iść ku górze, aspirowali do klasy wyższej. Taki awans trwał latami, w tym czasie zdobywało się liczne kompetencje kulturowe i społeczne. Dziś mamy dużo większą swobodę, ale świat utracił pewne ramy, które trzymały go w ryzach. Efektów tych rewolucyjnych zmian nikt nie jest w stanie przewidzieć. Do tego powiedzmy sobie szczerze: coraz trudniej wskazać zawody, w których nie mogłaby nas zastąpić sztuczna inteligencja.
Nie da się jednak podważyć, że jesteśmy coraz mądrzejsi jako ogół, mamy lepsze wykształcenie, większe kompetencje, a nasze życie jest najzwyczajniej ciekawsze. To wszystko dzięki nowym technologiom.
To kolejny oświeceniowy mit. Powszechna edukacja nie zmieniła jakości ludzkiego życia w taki sposób, jak zakładano. „Światli" obywatele z tytułem magistra nie chcą chodzić ani na wybory, ani do opery, nie sięgają po dzieła filozoficzne, nie angażują się wcale w sprawy społeczne. Nicolas Carr, laureat Nagrody Pulitzera, w głośnej książce „Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg" pokazał, że jednym z efektów internetowej rewolucji jest to, iż interesują nas dziś głównie krótkie informacje, tytuły, leady, obrazki. Skaczemy po różnych stronach, szukamy mocnych bodźców, potrafimy skupić naszą uwagę jedynie na krótką chwilę, interesują nas głównie proste i szybkie przyjemności. Internet unieważnił utopijną wizję, że wszyscy będziemy oświeconą elitą, która poważnie interesuje się polityką i sztuką. Elitą, która decyzje podejmuje w efekcie rzeczowych debat. Świat ludzkich sporów tak nie działa.
Jeśli mamy praktycznie niepohamowany dostęp do każdego dzieła operowego i ambitnego filmu, dlaczego wolimy oglądać memy ze śmiesznymi kotami?