Nawet najlepszy pomysł potrzebuje wsparcia kapitału, aby mógł się rozwijać. Same pieniądze jednak nie wystarczą, żeby zbudować od podstaw coś trwałego i dobrze prosperującego w zmieniających się warunkach rynkowych. Nie jest tajemnicą, że większość startupów upada. Wbrew pozorom nie jest to kwestia wynikająca wyłącznie z braku kompetencji twórców, a w znaczniej mierze z nastawienia instytucji finansujących ich rozwój. Eksperci wskazują, że samo zainwestowanie pieniędzy, nawet ogromnych kwot, i sprawdzanie comiesięcznych raportów, to jednak za mało, aby nowy projekt miał dużą szansę na sukces.
Łukasz Blichewicz z Grupy Assay wskazuje, że osoby, które do tej pory nie miały wiele wspólnego z prowadzeniem biznesu, potrzebują bowiem, oprócz kapitału, szeroko pojętego wsparcia. I tu pojawia się hasło: smart money.
Raczkujący rynek
– Smart money, mówiąc w skrócie, to pieniądze, za którymi stoją dodatkowe, pozafinansowe korzyści. Jakie one będą, zależy już tylko od poszczególnych inwestorów – tłumaczy Blichewicz. Chodzi m.in. o dostępność i doradztwo ekspertów funduszu, wsparcie kontaktami biznesowymi i zapewnienie dostępu startupowi do zasobów firmy, przy jednoczesnym pozostawieniu twórcom sporej swobody działania.
Smart money wymagają jednak istnienia doświadczonych, działających globalnie funduszy. A tych w Polsce brakuje. Inwestorzy, którzy obecnie są napędem startupowego ekosystemu w naszym kraju, nie mogą się też poszczycić specjalnie licznymi przykładami lokowania kapitału w młode, innowacyjne spółki. W dużej mierze to efekt tego, iż rodzimy rynek inwestycji wysokiego ryzyka (VC) wciąż raczkuje. – Mimo ogromnego wsparcia ze strony publicznej polski sektor venture capital wciąż jest na etapie rozwoju. Według raportu fundacji Startup Poland funkcjonuje tu jedynie 130 funduszy, które zainwestowały kwotę 209 mln euro. Dla porównania w całej Europie w 2018 r. zainwestowano ponad 20 mld euro – wskazuje Patrycja Panasiuk, dyrektor biura innowacji w PKN Orlen.
Jak wskazuje raport Invest Europe, wartość inwestycji dokonanych przez polskie fundusze VC w 2018 r. stanowi tylko 0,006 proc. polskiego PKB, co stawia nas na dalekim 22. miejscu w Europie. – Dodatkowo większość z tych środków pochodzi z pieniędzy publicznych zainwestowanych za pośrednictwem KFK, PARP i NCBiR. Podobnie jest w przypadku funduszy korporacyjnych CVC. Jest ich dosłownie kilka i w dużej mierze są również związane z pieniędzmi publicznymi, jak np. EEC Magneta założony przez Tauron we współpracy z PFR i NCBR czy też fundusz VC założony przez PKO BP – wylicza Agnieszka Ambrożewicz, lider zespołu fuzji i przejęć w Grant Thornton. – Dodatkowo na polskim rynku funkcjonują głównie tzw. mikro i nanofundusze VC, które ze względu na niski poziom aktywów, nie mają możliwości uczestniczenia w kolejnych rundach inwestycyjnych zgodnie z potrzebami ich spółek portfelowych – kontynuuje. – Zatem pomimo obecności na polskim rynku około 130 funduszy VC, nie są one jeszcze w stanie zaspokoić potrzeb kapitałowych rynku – dodaje Ambrożewicz.