Chciał niewątpliwie zdopingować polski rząd do jak najszybszego wdrożenia decyzji unijnego sądu w sprawie Sądu Najwyższego. Prawo i Sprawiedliwość co prawda już zadeklarowało, że będzie respektowało unijne prawo i decyzję TSUE zamrażającą część ustawy o SN, jednak nikt nie powiedział, że stanie się to szybko. Taka deklaracja to wygodna pozycja startowa w kolejnej odsłonie sporu o praworządność. Pozwala wyciszyć przynajmniej na pewien czas emocje związane z zarzutami o polexit rozniecone przez Zbigniewa Ziobrę jego niefrasobliwym wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zapisów traktatu o funkcjonowaniu UE w trakcie kampanii wyborczej do samorządu.
Czytaj także: Rząd przygotowuje formalny powrót sędziów do SN
Czytaj także: Różne wizje wdrażania postanowienia Luksemburga
Niesłuszne wydają się komentarze, że minister sprawiedliwości zapłaci za swój wyskok głową. Zbigniew Ziobro zrobił to, co w jego sytuacji zrobiłaby większość polityków PiS, którzy tak jak on twierdzą, że mamy do czynienia z sędziowskim buntem, a Unia wtrąca się w sprawy suwerennego państwa. Za co miałby więc zostać ukarany?
Z wypowiedzi polityków prawicy można jednocześnie wyczytać, jaki będzie tryb postępowania w sprawie decyzji TSUE. Coraz częściej słyszy się, że potrzebna jest nowelizacja ustawy o SN, a powrót sędziów będzie możliwy, gdy przejdą procedurę nominacyjną, która biegnie przez nową Krajową Radę Sądownictwa. Tyle że sędziowie przymusowo odesłani w stan spoczynku wielokrotnie kwestionowali konstytucyjność nowej KRS, podobnie jak samo obniżenie im wieku emerytalnego i skrócenie kadencji pierwszej prezes SN. Ponadto nowela obejmowałaby również prof. Małgorzatę Gersdorf, która nigdy nie uznała swojego przejścia w stan spoczynku.