„Jestem rozczarowany decyzją prezydenta" – ogłosił Gowin w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim. „Uważam tę ustawę za bardzo szkodliwą, bo może doprowadzić do wzrostu cen leków (...) To jest ustawa, która uderza w wartość dla mnie świętą, w wartość własności prywatnej" – dodał wicepremier.
Trzeba przyznać, że jest w swym sprzeciwie konsekwentny: już sześć tygodni temu podczas głosowania w Sejmie sprzeciwił się nowym przepisom. To głos rozsądku, tym bardziej że przepisy idą w bardzo niepokojącym kierunku. Jest oczywiste, że lekarstwa powinny być sprzedawane przez farmaceutów, którzy nie tylko dany specyfik wydają, lecz również służą pacjentom poradami medycznymi. Ale wprowadzanie ograniczeń własnościowych, ustalanie liczby aptek, które mogą działać w Polsce, jest po prostu uleganiem naciskowi jednego lobby.
Co będzie przedmiotem kolejnej regulacji? Czy sklep z nabiałem prowadzić będzie mógł tylko mleczarz? A sklep ze sprzętem elektronicznym absolwent politechniki? Zapytałbym jeszcze, czy księgarnię będzie mógł prowadzić tylko bibliotekarz, ale to akurat nie jest śmieszne, bo PiS pracuje nad ustawą o urzędowej cenie książek...
Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory obietnicą, że będzie słuchało Polaków. I dotrzymuje jej, ale a rebours. Wykluczając możliwość referendum w sprawie reformy edukacyjnej, choć pod wnioskiem o nie podpisało się niemal milion osób, pokazuje, iż – owszem – słucha rodziców, ale pod warunkiem że są to rodzice Elbanowscy. Zamrażając rynek farmaceutyczny, pokazuje, iż słucha przedsiębiorców, pod warunkiem że są to lobbyści aptekarscy. A zezwalając w grudniu na wycinkę drzew, PiS dowiodło, iż jest otwarte na argumenty, pod warunkiem że są to argumenty części lobby deweloperskiego. Pytanie tylko, czy właśnie tak miała wyglądać dobra zmiana.