Znajduję trzy czynniki, przez które jest to dziś prawie niemożliwe.
Pierwszy. Dojście PiS do władzy i upaństwowienie obchodów rocznicy smoleńskiej. Proces ten zaczął się w 2015 roku, jednak punkt zwrotny nastąpił trzy lata temu, kiedy Jarosław Kaczyński ogłosił koniec miesięcznic smoleńskich przed pałacem prezydenckim. Odbyło się ich 96, dokładnie tyle ile ofiar katastrofy. Pomniki, place, skwery, ulice, szkoły ochrzczone nazwiskami prezydenta i poległych rozładowały społeczne napięcia, przywróciły szacunek i cześć, o którą przez lata się upominano. „Smoleńsk” przestał być już manifestacją sprzeciwu wobec „tamtej władzy”, której już nie ma, a którą przez lata obarczano współodpowiedzialnością za tragedię. Oczywiście znaczenie miało też naturalne osłabienie społecznych emocji i koniec żałoby, która była naturalnym odruchem.
Drugi. Kompromitacja teorii Antoniego Macierewicza. Były szef MON od samego początku stawiał bardzo śmiałe tezy i oskarżenia dotyczące zamachu w Smoleńsku, podgrzewając przez lata, kolejnymi rewelacjami społeczne emocje. Kiedy PiS doszedł do władzy i wszystkie państwowe szuflady -szczelnie zamknięte przed Macierewiczem - zostały otwarte, nie posunęło to śledztw tego polityka naprzód. Macierewicza brnął coraz bardziej w kolejne abstrakcyjne teorie, których nie mógł udowodnić, przez co stawał się niewiarygodny nawet w elektoracie prawicy. Trzy lata temu show Antoniego Macierewicza przeciął podczas ósmej rocznicy Jarosław Kaczyński, który podziękował mu za wysiłki, publicznie dystansując się jednak od jego teorii. Stało się jasne, że kariera ministra robiona na katastrofie dobiega końca i to mimo zapowiedzi kolejnych raportów komisji smoleńskiej już się nie zmieni. Tezy stawiane przez Maciarewicza będą już zawsze mało wiarygodne przez co nie będą już katalizatorem społecznych emocji. Ten rozdział jest już zamknięty.
Trzeci. Odejście z aktywnej polityki Donalda Tuska. Były premier był głównym politycznym „oskarżonym” w sprawie katastrofy smoleńskiej: jednakowo jeśli chodzi o jego politykę przed katastrofą, oddanie śledztwa Rosjanom po katastrofie, czy tolerancję tzw. „przemysłu pogardy” jaki powstał już po 10 kwietnia. Gdyby teoretycznie Tusk wystartował w obecnych wyborach prezydenckich- katastrofa smoleńska, mogłaby jeszcze na chwilę wrócić jako polityczny temat numer jeden. Ale tak się nie stało.
Donald Tusk pozostanie jako ówczesny premier polskiego rządu, najważniejszy polski polityk - jednym z głównych aktorów smoleńskiej tragedii, czarnym charakterem dla prawicy, ale też głosem rozsądku dla opozycji, przeciwwagą dla obłędu „religii smoleńskiej”.
Analizując postawę byłego premiera coraz bardziej już z perspektywy historycznej pewne jego działania i postawy, są jednak dla niego politycznie obciążające i zawsze pozostaną już rysą na biografii tego polityka.
Pierwszy zastrzeżenia wobec Tuska formułowane są na długo przed katastrofą. Mają one swoje źródło w wyniszczającym konflikcie politycznym toczonym z pałacem prezydenckim. Efektem tej sytuacji było m.in. prowadzenie podwójnej, niemal schizofrenicznej polityki RP wobec Rosji Putina. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się niepojęte, że zaledwie rok po śmiałej podróży prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wraz z innymi prezydentami z Europy Środkowo-Wschodniej do zagrożonej Rosyjską inwazją Gruzji, niosącej silny głos sprzeciwu przeciwko odradzaniu się imperialnej polityki Kremla, jego przywódca przybył do Polski na zaproszenie polskiego rządu, po wcześniejszej przyjaznej wizycie szefa MSZ Radosława, Sikorskiego w Moskwie w 2009 roku.
Dziś historia jednoznacznie rację przyznaje Lechowi Kaczyńskiemu. Putin nie był żadnym nawróconym demokratą, w cywilizującym się kraju, jak chciał to widzieć Donald Tusk, podobnie zresztą jak wielu polityków Zachodu, z prezydentem USA Barackiem Obamą na czele. Aneksja Krymu, i wojna na Ukrainie pokazała bezdyskusyjnie, że była to kalkulacja błędna. Na polskim gruncie nagle okazało się, że nasze państwo prowadzi dwie polityki wobec Putina protestu i klepania się po placach jednocześnie. Ten podział wykorzystał Putin, rozdzielnie wizyt i unoszący się nad tym wewnętrzny konflikt były właśnie efektem tej rozgrywki, braku jedności.