- Nauka jak wychodzić z sytuacji, kiedy wspomagający sterowanie system MCAS kieruje nos maszyny w dół, stanowiły już wcześniej w LOT, konkretnie od katastrofy indonezyjskiego Lion Aira, nieodłączną część szkoleń pilotów latających MAX-ami. Wykorzystywaliśmy do tego materiały przysłane przez Boeinga - mówi Adrian Kubicki, dyrektor komunikacji korporacyjnej i PR w LOT. - Po katastrofie instrukcja ta została włączona do briefingu jaki odbywał się przed każdym startem maszyny - dodaje. Informuje jednocześnie, że już wcześniej piloci LOT przechodzili szkolenia przypominające na symulatorach. – LOT nigdy nie oszczędzał na szkoleniach - dodaje.
Nie brak jednak przewoźników, w tym amerykańskich, w których piloci przyznają, że szkolenia z latania na MAX-ach były dość pobieżne, ponieważ uznano, że skoro maszyna tak bardzo przypomina B737 NG, to nie ma sensu powtarzać tych samych czynności, skoro załoga wie jak latać na B737 i że uczyli się latać nie na symulatorach, ale wykorzystując iPady.
- W Locie uznaliśmy, że nie jest to taka sama maszyna, więc szkolenia były jak dla nowego typu maszyny- wyjaśnia Kubicki.
Jego zdaniem nieuprawnione jest mówienie, że niektóre maszyny były „uboższe, jeśli chodzi o wyposażenie. - Jeśli chodzi o zasady bezpieczeństwa, to wszystkie maszyny są takie same. Różnią się zasięgiem, czyli tym, ile paliwa są w stanie zatankować. W LOT nie była potrzebna maszyna o wydłużonym zasięgu, bo nasze MAX-y zasilały siatkę długiego zasięgu i latały do Londynu, Brukseli, Zurychu, Barcelony, Madrytu, Tbilisi i Astany. Gdybyśmy wybrali większe MAX-y, musielibyśmy np. więcej płacić za lądowanie na lotnisku Heathrow w Londynie - dodaje.
Nie tylko Indonezyjczycy i Etiopczycy mieli problemy z systemem MCAS, który wspomaga sterowanie maszyną. Już po katastrofie Lion Air w październiku 2018 roku piloci amerykańskich linii, którzy chcą pozostać anonimowi mówili o tym, że pilotowane przez nich maszyny też sprawiały kłopoty i kiedy tylko po starcie został włączony autopilot, automatycznie nos maszyny kierował się w dół i działo się tak dosłownie w kilka sekund po włączeniu autopilota. - Tyle, że wiedziałem co wtedy trzeba zrobić - mówił jeden z pilotów w programie CNN.
Jak na razie w sprawie Boeinga nie wypowiedziała się Światowa Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego (ICAO). Jej obecne stanowisko brzmi: „Czekamy na ostateczny raport dotyczący tego wypadku. Zweryfikujemy go i jeśli będzie to konieczne, wydamy odpowiednie rekomendacje".