Odwrócenie uwagi społeczeństwa od ważnych społecznych czy gospodarczych problemów to popularna technika manipulacyjna, po którą sięgają rządzący. Najłatwiej robi się to w państwach autorytarnych, mniej przejrzystych, mniej wolnych i mniej zamożnych. Zwłaszcza gdy przywódca powinien już dawno przejść na emeryturę, a chce przekonać rodaków, że to on jest gwarantem ich bezpieczeństwa, stabilności i świetlanej przyszłości.
A jeśli nie posłuchają? Przecież już wychodzą na ulice. Można byłoby rozpocząć kolejną wojnę i dalej sterować zmobilizowanym narodem, zajętym walką z zewnętrznym wrogiem. Ale wojna trwa już od siedmiu lat w Donbasie, na wschodzie Ukrainy. Wrażenia na Rosjanach już dawno nie robi, podobnie jak nie przyciągają moskwian puste plaże anektowanego Krymu. Rodacy Putina znudzeni są też operacją w Syrii, tym bardziej nie obchodzi ich obecność rosyjskich najemników w państwach afrykańskich.
Przywódca musiał więc wymyślić rodakom nowy przedmiot zainteresowań. To powinno być coś bliskiego, zrozumiałego. Rosyjskojęzyczna Białoruś, która dla wielu Rosjan była przykładem czystego i zadbanego państwa, gdzie rządzi „dobry gospodarz" Łukaszenko, jak najbardziej do tego się nadaje. Rosyjskie media rządowe szybko zapomniały o brutalnej pacyfikacji powyborczych protestów w sierpniu, krwi i torturach. Nawet własnych kolegów po fachu, którzy znaleźli się w tym piekle i ledwo wrócili do Rosji, szybko zmuszono do milczenia. Od tamtej pory Białoruś jest przedstawiana przez propagandę Kremla jako bratnie państwo, atakowane przez wrogie siły Zachodu i które potrzebuje troski i opieki „starszego brata". W razie potrzeby – wsparcia militarnego i gospodarczego.
O tym, że anszlus Białorusi był poważnie brany pod uwagę na Kremlu i miał utorować drogę Putinowi do piątej kadencji mówiło się już w 2019 r. Ale wtedy Łukaszenko lawirował i miał wyjście, zamierzał nawet sprowadzić amerykańską ropę przez Polskę. Dzisiaj tego wyjścia już nie ma, jego życie jest całkowicie w rękach Władimira Putina. I jeżeli będzie potrzeba, uziemi jeszcze niejeden samolot. – Ale co władze Rosji proponują tym tysiącom Białorusinów, więzionych, torturowanych, prześladowanych? – zapytałem ostatnio analityka związanego z Kremlem. – To wewnętrzne sprawy Białorusi – odparł.