Za chwilę minie pół roku, odkąd lokale gastronomiczne mogą działać najwyżej z ofertą na wynos. Drzwi przed gośćmi są zamknięte, a zaległości branży rosną, w 11 miesięcy pandemii od kwietnia do lutego podwyższyły się o jedną dziesiątą, do prawie 715 mln zł - wynika z danych Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor oraz Dun & Bradstreet.
Jak wynika z analiz Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej w minionym roku sektor gastro mógł stracić nawet 30 mld zł. Organizacja szacuje, że gdyby w najbliższym czasie ograniczenia zostały mimo wszystko zniesione, to dla 15 tys. restauratorów może być już za późno – taka sytuacja dotknęłaby więcej niż co piąty lokal. Konsekwencje mogą też być mocno odczuwalne w zatrudnieniu. Z około miliona osób, które pracują w gastronomii, pracę może stracić nawet 250 tys.
– Lockdown obowiązywał gastronomię w minionym roku od marca do mają, ponownie zadziałał od 24 października i nic nie wskazuje, żeby w najbliższym czasie miał się skończyć. Niektóre lokale prowadzą sprzedaż na wynos, częściowo rekompensując sobie w ten sposób spadek obrotów. Ich trudna sytuacja skłoniła władze do wyjścia z pomysłem czasowego obniżenia podatku VAT na usługi gastronomiczne, a także wprowadzenia na wzór bonów turystycznych bonów żywnościowych. Pojawiają się również zapowiedzi otwarcia ogródków – mówi Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitor. – Branża, która nigdy nie była prymusem, jeśli chodzi o jakość rozliczeń z dostawcami i instytucjami finansowymi, w pandemii powiększa zaległości na jeszcze większą skalę. Jej przeterminowane zobowiązania wobec kontrahentów, w ciągu 11 miesięcy różnego rodzaju ograniczeń, urosły dwa razy szybciej niż w przypadku ogółu firm – dodaje.
Gdy w okresie od końca marca ub.r. do końca lutego tego roku zaległości wszystkich podmiotów notowanych w Rejestrze Dłużników BIG InfoMonitor oraz w BIK podwyższyły się o 5,4 proc., w przypadku gastronomii było to 10,4 proc. – Wprawdzie zmiana ta jest daleka od 26 proc. odnotowanych w turystyce czy niemal 40 proc. w wynajmie maszyn, urządzeń i pojazdów, ale i tak jest niepokojąca – zauważa Sławomir Grzelczak. Trudną sytuację gastronomii potwierdzają statystyki dotyczące wykorzystania pomocy z zakończonej w marcu Tarczy Finansowej 2.0 PFR. W sytuacji, gdy jednym z warunków otrzymania wsparcia były przychody niższe o co najmniej 30 proc., sięgnęła po nie grubo ponad połowa firm, wynika z wstępnych informacji.
Rząd już zapowiedział, że chce zapewnić dodatkową pomoc dla branży gastronomicznej i hotelarskiej także po zakończeniu III fali pandemii COVID-19. Pomysłów na to, jak mogłaby ona wyglądać, jest sporo. Jeden z nich to wzorowany na bonie turystycznym bon żywnościowy. Miałyby trafiać do pracowników firm, które zapłaciłyby np. połowę wartości bonu, a resztę kwoty pokrywałoby państwo. Obdarowani bonami mogliby je wykorzystać zamawiając posiłki na wynos w dowolnej restauracji. Drugim proponowanym rozwiązaniem jest okresowe obniżenie stawki podatku VAT na usługi gastronomiczne z obecnych 8 do 5 proc. Obniżka miałaby obowiązywać wyłącznie do końca 2021 r. Światełkiem w tunelu jest też rozważana przez rząd ewentualność otwarcia ogródków restauracyjnych, gdy tylko się ociepli. Tu jednak z pewnością spore znaczenie ma też liczba zachorowań na COVID-19. Jak na razie jednak, wiosna wciąż kaprysi i chorych jest wielu. A te i inne możliwości wsparcia pozostają w sferze rozważań i zapowiedzi.