Jak wynika z naszych ustaleń, do polskich służb od pewnego czasu dochodziły informacje dotyczące planów środowisk neofaszystowskich z wielu krajów Europy, które wybierały się na organizowany przez narodowców Marsz Niepodległości. To dlatego w środę rano premier Morawiecki powiedział, że nie weźmie udziału w marszu, w którym będą brali udział również prowokatorzy.
Rząd zastanawiał się, co zrobić, by nie doszło do sytuacji podobnej do zeszłego roku, gdy grupka osób z transparentami odwołującymi się do rasistowskich haseł, doprowadziła do tego, że warszawski marsz trafił na czołówki zagranicznych gazet.
- Tu chodzi o wizerunek naszego kraju – mówi nam osoba znająca kulisy sprawy.
Gdy Hanna Gronkiewicz-Waltz zdecydowała o blokadzie marszu, decyzja premiera Morawieckiego była natychmiastowa. Spotkał się z w trybie pilnym z prezydentem Andrzejem Dudą i zdecydowali o organizacji marszu państwowego, który zgodnie z przepisami wyklucza organizację innych tego typu imprez.
Równocześnie, jak wynika z naszych informacji, postawiono na nogi wszystkie służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa, by nie dopuściły członków organizacji radykalnych do udziału w imprezie organizowanej przez prezydenta i premiera.