Na nazywaną epidemią XXI wieku niewydolność serca cierpi od 700 tys. do miliona Polaków. Śmiertelność w tej chorobie porównywalna jest do tej w nowotworach złośliwych – ocenia się ją nawet na 20 proc. rocznie, a pięcioletnie przeżycie na zaledwie 50 proc.
Choć lekarze znają sposoby na to, by nie dopuszczać do zaostrzenia objawów niewydolności serca, 93 proc. budżetu na jej leczenie pochłaniają hospitalizacje, które szacuje się na 160 tys. rocznie.
Zdaniem specjalistów w wielu wypadkach dzieje się tak z przyczyn niezależnych od chorego. – Pierwsza z nich to naturalny postęp choroby. Czasami mimo optymalnego leczenia nie da się go zatrzymać. Przyczyną pogorszenia mogą być także zaburzenia rytmu serca, które są dosyć częste w tej grupie chorych, dalej niedokrwienie mięśnia sercowego związanego z postępem zmian miażdżycowych lub nagłym pęknięciem blaszki miażdżycowej w naczyniach wieńcowych. Kolejnymi przyczynami mogą być niedokrwistość czy nieprawidłowe działanie urządzeń elektronicznych wspomagających pracę serca (np. spowodowane uszkodzeniem elektrod), na co również nie ma wpływu sam pacjent – wylicza prof. Przemysław Mitkowski, rzecznik Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, były przewodniczący Sekcji Rytmu Serca PTK. Przyznaje jednak, że często do ponownej hospitalizacji przyczyniają się sami chorzy. – Zdarza się, że pacjenci nie przyjmują zalecanych leków. Czasem dlatego, że nie zdążyli wykupić kolejnego opakowania. Częściej jednak dochodzi do sytuacji, w której chory ma przeświadczenie, że lek mu szkodzi, i odstawia go, nieświadomy, że takich decyzji nie powinien podejmować bez konsultacji z lekarzem. Niektórzy chorzy myślą z kolei, że po jednym czy dwóch opakowaniach leku, czując się lepiej, są już zdrowi i nie muszą się dalej leczyć – tłumaczy prof. Mitkowski.
Zdaniem eksperta dla chorych z niewydolnością serca szczególnie niebezpieczne są wszelkie infekcje, przede wszystkim dróg oddechowych, szczególnie jeśli towarzyszy im gorączka. – Każdy stan infekcyjny powoduje przyspieszenie rytmu serca. W przypadku infekcji w obrębie układu oddechowego dodatkowo zmniejsza się wymiana gazowa, co powoduje, że na niewydolność serca nakłada się gorsze wysycenie krwi tlenem. Dlatego radzimy naszym pacjentom, by stosowali profilaktykę infekcji – choćby poprzez szczepienie się przeciwko grypie – podkreśla prof. Mitkowski.
Specjaliści podkreślają, że wiele jest w rękach samych pacjentów, którzy powinni stronić od używek i przestrzegać odpowiedniej diety. W poradniku „Informacje dla pacjentów z niewydolnością serca i ich rodzin”, wydanym przez kardiologów z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, czytamy, że do pogorszenia wydolności układu krążenia – obok pomijania dawek leków i nieprzestrzegania zaleceń lekarza – prowadzi nieprzestrzeganie ograniczeń spożycia sodu i płynów. Dlatego, by uniknąć komplikacji, powinno się ograniczać spożycie płynów do 1,5–2 l dziennie, unikać soli kuchennej, alkoholu, tytoniu, a także nadmiernego wysiłku, który powoduje duszność, ból w klatce piersiowej i omdlenia. Autorzy poradnika piszą, że poprzez odpowiednie dostosowanie dawek leków pacjent jest w stanie samodzielnie wcześnie rozpoznawać epizody zaostrzenia niewydolności serca, wpływać na ich przyczyny oraz wcześnie na nie reagować. Przypominają jednocześnie, że większe zmiany w leczeniu powinien konsultować z lekarzem, a w razie groźnych objawów – wezwać karetkę pogotowia.