Niewydolność serca jest pierwszą przyczyną zgonów Polaków. Rocznie umiera 142 tys. osób. Skąd tak fatalne liczby?
Przede wszystkim dlatego, że źle się opiekujemy pacjentami, którzy cierpią na niewydolność serca. Zapadalność w połowie ubiegłej dekady była większa, rozpoznawaliśmy więcej przypadków, ale umierało mniej chorych. Ten trend się odwrócił w 2018 roku i teraz mamy populację chorych, wśród których śmiertelność jest wyższa od poziomu rozpoznawania nowych przypadków. To bardzo niepokoi. W dodatku wśród 67 tys. nadmiarowych zgonów, które dotknęły Polaków podczas epidemii Covid-19 w 2020 roku, najwięcej, bo aż ponad 16 proc., dotyczyło chorób układu krążenia. W przypadku tych chorób nie udało się to, co udało się wobec nowotworów. Tam nadmiarowych zgonów było stosunkowo niewiele, ponad 4 proc. Czyli nie dość, że już przed pandemią mieliśmy odwrócenie korzystnego trendu, to jeszcze covid tę sytuację dramatycznie pogłębił.
Dlaczego tak się stało? Przecież chociażby środki przeznaczane na hospitalizację pacjentów z niewydolnością serca są coraz wyższe. Samych hospitalizacji jest też więcej. Gdzie tkwi błąd?
Myślę, że błąd tkwi w systemie. Te pieniądze, mówiąc łagodnie, nie są wydawane w sposób najbardziej optymalny. A jest ich mnóstwo, leczenie niewydolności serca to pierwsza pozycja kosztowa w budżecie NFZ, co więcej, wydajemy najwięcej w krajach OECD. Ale warto popatrzeć na strukturę tych kosztów. 94 proc., czyli 1,6 mld zł, to są hospitalizacje, w przypadku leczenia wszystkich chorób koszty hospitalizacji wynoszą nieco ponad 50 proc. Dla porównania w 2014 roku hospitalizacje pacjentów z niewydolnością serca pochłaniały 87 proc. kosztów leczenia. Sam poziom hospitalizacji w ciągu ostatnich pięciu lat wzrósł o 125 proc.
Z tych danych jasno wynika, że nie rozpoczynamy leczenia pacjentów we wczesnej fazie choroby, u lekarza rodzinnego, a jeżeli to nie będzie skuteczne – u specjalistów w lecznicach otwartych z pełnym dostępem do diagnostyki, z udziałem dietetyków i rehabilitantów. To powinna być kompleksowa opieka. Jeżeli to się nie dzieje, dlatego że pacjent jest ustawiany w kolejkę albo wypychany do systemu prywatnego, jedynymi wrotami systemu stają się SOR i szpital.