Bez badania leku nie będzie

Na problemy z pęcherzem cierpią 3 miliony Polaków. To tylu, ilu choruje na cukrzycę.

Publikacja: 09.03.2015 20:05

Choroba ta częściej dotyka kobiet. Problemy te są często przyczyną wstydu, wykluczenia społecznego i

Choroba ta częściej dotyka kobiet. Problemy te są często przyczyną wstydu, wykluczenia społecznego i depresji

Foto: 123RF

Na całym świecie pacjenci z zespołem pęcherza nadreaktywnego korzystają z szerokiego wachlarza możliwości farmakologicznych, leczenia zachowawczego, inwazyjnego i środków absorpcyjnych. W Polsce są skazani na terapeutyczną pustynię.

– Pęcherz nadreaktywny to zespół objawów charakteryzujący się parciem na pęcherz, powodującym mimowolny wyciek moczu, oraz zwiększoną ilością mikcji w ciągu dnia i nocy – mówi prof. Ewa Barcz, ginekolog z Uniwersyteckiego Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka WUM.

Choroba (w skrócie OAB) częściej dotyka kobiet. Prowadzi do wykluczenia z życia zawodowego i społecznego, nawet do depresji. Można temu zapobiec – jest skuteczne leczenie, ale żeby dostać receptę na refundowane leki, chorzy muszą wykonać inwazyjne i krępujące badanie urodynamiczne, które z medycznego punktu widzenia jest bezzasadne.

Tylko u nas taki zapis

W UE jest przynajmniej osiem refundowanych leków na OAB, w Polsce tylko dwa, refundowane jedynie częściowo i tylko pod warunkiem wykonania badania urodynamicznego.

– Zgodnie z ustawą badanie jest wymagane, by pacjent mógł dostać receptę na lek refundowany. Bez badania nie otrzyma zwrotu kosztów leczenia lub zapłaci za nie z własnej kieszeni. Nigdzie na świecie nie ma takiego wymogu – tłumaczy prof. Ewa Barcz.

Badanie jest traumatyczne – polega na wprowadzeniu cewników do pęcherza i wlaniu soli fizjologicznej.

– Następnie sprawdza się, czy i kiedy dojdzie do skurczów pęcherza i jak silne one są. Trwa to około godziny, ale nie zawsze dochodzi w tym czasie do skurczu, więc nie ma podstaw, by dalej leczyć pacjentkę, choć ma ona wszystkie objawy OAB i dobrze wiemy, że jest chora. To absurd – dodaje prof. Barcz.

– Nie wiemy, co badanie ma potwierdzać, skoro wszyscy eksperci medyczni w kraju i za granicą twierdzą, że nie jest uzasadnione przy diagnozowaniu zespołu pęcherza nadreaktywnego – dodaje Teresa Bodzak, przewodnicząca sekcji OAB Stowarzyszenia UroConti.

Środowiska pacjentów i lekarze od dawna protestują przeciwko temu zapisowi ustawy. Interweniowali też przedstawiciele międzynarodowi, eksperci oraz polscy parlamentarzyści, którzy wielokrotnie składali w tej sprawie interpelacje poselskie. Bez skutku. Przepis nadal obowiązuje, choć nie wiadomo, jak znalazł się w ustawie. Nie rekomendowała go Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, nie przyznaje się do niego ani środowisko pacjentów, ani medyczne, ani przedstawiciele przemysłu farmaceutycznego.

– Jeśli leki nowej generacji spełniają oczekiwania pacjentów, powinny być refundowane; należy doprowadzić do tego, by ten nieszczęśliwy zapis ustawy refundacyjnej został usunięty. Dołożymy wszelkich starań, by do tego doszło – mówi Bożena Szydłowska, poseł, przewodnicząca Parlamentarnej Grupy Kobiet.

Chodzi o pieniądze

Wszystkie środowiska są zgodne, że uzależnienie refundacji leczenia pęcherza nadreaktywnego od wykonania badania urodynamicznego ma ograniczyć wydatki na refundację. Przyznał to resort zdrowia. Podczas jednego z ubiegłorocznych spotkań z pacjentami ówczesny wiceminister zdrowia Cezary Rzemek stwierdził, że refundacja leków na OAB jest kosztowna, dlatego ich finansowanie powinno być obwarowane dodatkowymi warunkami, takimi jak badanie urodynamiczne.

– Wydaje mi się, że gdyby pieniądze zaoszczędzone na badaniu urodynamicznym, które jest w całości refundowane, przeznaczyć na leczenie, to budżet ministerstwa jakoś by się spiął – podsumowuje prof. Ewa Barcz.

Absurd związany z koniecznością wykonania badania urodynamicznego to niejedyny problem polskich pacjentek chorujących na OAB. AOTMiT wydaje kolejne pozytywne rekomendacje zarówno dla refundacji zabiegów małoinwazyjnych (zastrzyki z toksyny botulinowej i neuromodulacja krzyżowa), jak i nowych leków (mirabegron), ale Ministerstwo Zdrowia, od którego zależy ostateczna decyzja, nadal nie robi nic.

Zdrowie
Powstała pierwsza lista leków krytycznych. Ministerstwo Zdrowia chce zabezpieczyć pacjentów
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Ochrona zdrowia
Współpraca, determinacja, ludzie i ciężka praca
Zdrowie
"Czarodziejska różdżka" Leszczyny. Bez wotum nieufności wobec minister zdrowia
Zdrowie
Zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży - o co zadbać i czego się wystrzegać