Kreml szykuje się do przyszłorocznych marcowych wyborów prezydenckich. Rosyjska opozycja jest podzielona. Jedni opowiadają się za bojkotem, drudzy chcą rywalizować z Putinem, a jeszcze inni namawiają do walki zbrojnej. Do którego obozu pan należy?
Uważam, że powinniśmy wykorzystać każdą możliwość, by agitować przeciwko Władimirowi Putinowi, opowiadać o agresji Rosji przeciw Ukrainie. Wybory to okazja do przyciągnięcia uwagi Rosjan do tych problemów, ale również do spraw socjalnych. Jestem za tym, by ludzie głosowali przeciw Putinowi i notowali wszystkie naruszenia prawa podczas przyszłorocznych wyborów. Władze i tak zapędzą do głosowania pracowników budżetówki, a przeciwnicy reżimu przy bojkocie będą siedzieć w domach. Musimy ich zmobilizować. Niektórzy uważają, że to byłoby na rękę władzom, ale absolutnie się z tym nie zgadzam. Putin chce zmobilizować wszystkie swoje siły, by pokazać, jak duże ma poparcie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wygramy tych wyborów, ale powinniśmy robić wszystko, by osłabić jego władzę.
Ale w takim przypadku opozycja demokratyczna Rosji musiałaby wystawić swojego wspólnego kandydata. Czy to w ogóle jest możliwe?
W grę wchodzą różne opcje. Jest wariant jednego wspólnego kandydata. Na razie nie wiemy, kto to może być, ale krążą już niektóre nazwiska. Zdajemy sobie sprawę, że dla życia takiego człowieka będzie to przedsięwzięcie niebezpieczne. Nie ważne, kto będzie kandydatem, chodzi o to, by wszyscy się zjednoczyli i na niego głosowali. To okazja do przeprowadzenia wielkiej kampanii, przypomnienia o więźniach politycznych. Musimy wykorzystać wybory, by uderzyć w Putina.
Czytaj więcej
Jedni chcą bojkotować przyszłoroczne wybory prezydenckie, drudzy - kandydować, a trzeci namawiają...
A jeżeli kandydata opozycji nie dopuszczą do wyborów? Czy będziecie się jednoczyć wokół „kieszonkowej opozycji” Kremla, np. lidera komunistów Giennadija Ziuganowa popierającego wojnę Putina?
W takim razie trzeba będzie niszczyć kartę do głosowania, np. głosując jednocześnie na dwóch kandydatów. Przyjść do lokalu wyborczego, spotkać tam ludzi o podobnych poglądach, zanotować, ile osób zniszczyło karty do głosowania. Coś podobnego było na Białorusi podczas wyborów w 2020 roku, a tam była przecież jeszcze znacznie gorsza sytuacja niż w Rosji, chociażby jeżeli chodzi o pracę niezależnych obserwatorów głosowania.