Zgodnie z rosyjską konstytucją wybory prezydenckie w Rosji mają się odbyć już 17 marca. W warunkach trwającej wojny z Ukrainą, totalnej cenzury i nieustających represji będą to najmniej wolne wybory w Rosji od upadku ZSRR.
Mimo to rosyjskie media spekulują, że Kremlowi zależy na tym, by uczestniczył w nich choć jeden kandydat reprezentujący tak zwaną „opozycję pozasystemową”, niepodporządkowaną bezpośrednio władzom. To pomogłoby choć trochę uwiarygodnić proces wyborczy w Rosji przed światem. Kilka tygodni temu w Moskwie krążyły plotki, że takim kandydatem może być redaktor naczelny zlikwidowanego przez władze po wybuchu wojny radia Echa Moskwa Aleksiej Wieniediktów. Osobiście prostował te doniesienia, również w rozmowie z „Rzeczpospolitą”. Stwierdził, że rządzący w ten sposób chcą go oczernić, bo pozostał w Rosji i nadal krytykuje wojnę Putina.
Wybory prezydenckie w Rosji. Grigorij Jawlinski znów wystartuje?
Tymczasem rosyjski dziennik „Niezawisimaja Gazeta” (NG) podał we wtorek, że takim kandydatem reprezentującym opozycję może być Grigorij Jawlinski, szef opozycyjnej partii Jabłoko. Od samego początku ugrupowanie to krytykuje agresję Rosji nad Dnieprem, ale mimo to ma swoich deputowanych w regionalnych parlamentach Moskwy, Petersburga, Karelii, Pskowa i wielu innych częściach kraju. Według NG ostatnio partia Jawlińskiego zaczęła otwierać tzw. biura pomocy prawnej i socjalnej, pojawiły się w kilku rosyjskich regionach. W ten sposób jedyne oficjalnie działające opozycyjne ugrupowanie w Rosji może przygotowywać się do wyborów prezydenckich. Jabłoko tego nie potwierdza, ale też nie dementuje tych informacji.
Czytaj więcej
Odwrócić uwagę świata od wojny nad Dnieprem i oczernić Ukrainę. Rosja zmobilizowała wszystkie sił...
Dotychczas Jawliński trzykrotnie uczestniczył w wyborach prezydenckich. Najlepszy wynik osiągnął w 1996 roku zdobywając 7,3 proc. głosów (w 2018 miał już zaledwie 1 proc.). Przebywa w Rosji i mocno waży słowa w publicznych wypowiedziach.