Rok temu na Morzu Śródziemnym doszło do tragedii. Kilka statków wynajętych przez propalestyńskie organizacje utworzyło tzw. Flotyllę Wolności i próbowało przełamać izraelską blokadę Strefy Gazy. Konwój został zatrzymany przez marynarkę wojenną, na pokładzie jednego ze statków doszło do bitwy między izraelskimi komandosami a tureckimi aktywistami.
Pierwsi twierdzą, że zostali zaatakowani siekierami, prętami i kijami, Turcy mieli również strzelać do nich z pistoletu. Drudzy dowodzą, że żołnierze pierwsi otworzyli ogień, a pasażerowie statku tylko się bronili. W efekcie potyczki zastrzelonych zostało dziewięciu Turków, a kilkadziesiąt osób odniosło rany (w tym siedmiu komandosów).
Już wówczas propalestyńscy aktywiści zapowiadali, że "nie dadzą się złamać" i za rok znowu zorganizują podobną wyprawę. Słowa dotrzymali. Flotylla Wolności II ma być znacznie większa niż jej poprzedniczka. Według różnych źródeł konwój ma się składać z od 20 do nawet 50 statków różnych rozmiarów. Ma nimi płynąć ponad tysiąc osób z całego świata. Konwój wyruszy 31 maja.
– Izrael trzyma w gigantycznym więzieniu, jakim jest Strefa Gazy, półtora miliona ludzi. Naszym obowiązkiem jest okazać im solidarność i przerwać tę nieludzką blokadę – powiedział "Rz" jeden z organizatorów rejsu Ramy Abdu. – Czy boimy się, że znów dojdzie do rozlewu krwi? Oczywiście, Izraelczycy są zdolni do wszystkiego. Jeżeli jednak odwołamy rejs, będzie to ich zwycięstwo – dodał.
Jak ujawnił dziennik "Haarec", Izrael prowadzi dyplomatyczną ofensywę, która ma powstrzymać Flotyllę. Przedstawiciele państwa żydowskiego w kilkudziesięciu krajach dostali polecenie, by skontaktować się z "głowami państw". Mają przekonać przywódców, żeby odradzili armatorom i obywatelom udział we Flotylli.