– Siłą rzeczy te osoby zawsze będą utożsamiane z tematem smoleńskim. Już za późno na zmianę wizerunku, nawet jeśli będą się prezentować jako lekarz, dziennikarz czy prawnik, to opinia publiczna i tak będzie miała ich przed oczami jako żałobników ze smoleńską kokardą w klapie – ocenia dr Wojciech Jabłoński, ekspert ds. marketingu politycznego.
Dodaje, że choć niektórzy ze startujących mają doświadczenie w wyborach, np. na szczeblu samorządowym, trudno im będzie o sukces. Powód? – Temat smoleński przestał być dla wyborców nośny – wyjaśnia.
Potwierdza to Edmund Klich, były polski przedstawiciel akredytowany przy rosyjskim Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym, który sam zresztą ubiega się o mandat senatora z Leszna. Do przyjścia na spotkania zachęca wyborców m.in. plakatem z rysunkiem spadającego tupolewa. – Mam zasługi w wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej. Informowałem opinię publiczną, walczyłem o to, by prawda wyszła na jaw – podkreśla. I z żalem dodaje, że podczas spotkań przy okazji promocji jego książki widać, iż zainteresowanie sprawą katastrofy jest coraz mniejsze.
Także kandydaci mają świadomość, że temat Smoleńska nie wystarczy, by zyskać mandat.
– Gdybym miała startować po to, by zajmować się tą sprawą, bardzo źle by to o mnie świadczyło. Nie myślę takimi kategoriami – zapewnia Małgorzata Szmajdzińska, wdowa po wicemarszałku Jerzym Szmajdzińskim, kandydatka SLD do Sejmu z Legnicy. Dodaje, że interesują ją sprawy społeczne, zwłaszcza prawa kobiet. – Jestem prawniczką, myślę, że w Sejmie mogę się przydać – przekonuje.