Niedawno można było obejrzeć w kinach „Wielką ciszę” Philipa Groeninga, która była trzygodzinną medytacją o klasztornym życiu w zakonu kartuzów. Film zgromadził ponad 70 tysięcy widzów, co pokazuje, że publiczność spragniona jest innego kina niż popcornowe hity.
Teraz miłośnicy ambitnych eksperymentów mogą zobaczyć „Potosi: czas podróży”, który wygrał zeszłoroczny konkurs na festiwalu Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Ten czterogodzinny dokument też skłania do kontemplacji, zatopienia się w pokazywany na ekranie świat.
Film opowiada o wyprawie izraelskiego reżysera Rona Havilio, jego żony i trzech córek do boliwijskiego miasteczka Potosi, leżącego u podnóża andyjskich gór. Łączy w sobie etnograficzną obserwację z refleksją nad przemijaniem czasu i portretem rodziny, która próbuje odbudować łączące ją niegdyś więzy.
W 1970 roku Ron i Jacqueline wyruszyli w Andy, by odwiedzić kolebkę cywilizacji Inków – Machu Picchu i Cuzco. W trakcie przeprawy przez Boliwię natknęli się jednak na Potosi, które było kiedyś największą kopalnią srebra na świecie i źródłem potęgi hiszpańskiego imperium kolonialnego. Miasto ich zafascynowało.
W 1999 roku Havilio postanowił wrócić do Potosi. Odnaleźć ludzi i miejsca, które 30 lat wcześniej uwiecznił wraz z żoną na czarno-białych fotografiach.