„Lotnisko w Smoleńsku nic nie wie o zgodzie na lądowanie samolotu z prezydentem. Będę wdzięczny za przekazanie e-mailem numeru zgody na przelot i lądowanie” – alarmował po południu 8 kwietnia Dariusz Górczyński, naczelnik wydziału MSZ odpowiedzialnego za sprawy rosyjskie, Jerzego Bahra, polskiego ambasadora w Moskwie.
Na tę wiadomość zareagował po godz. 18 następnego dnia wiceszef MSZ Andrzej Kremer (zginął w katastrofie): „Zwracam uwagę, że kwestia lądowania samolotu/samolotów jest fundamentalna. Proszę o pilne wyjaśnienie wszystkich szczegółów związanych z dojazdem delegacji i innych szczegółów organizacyjnych”.
Piotr Paszkowski, rzecznik MSZ, w piśmie do „Rz” potwierdził, że resort wiedział, iż 8 kwietnia lotnisko Siewiernyj nie miało jeszcze wszystkich danych związanych z przylotem prezydenckiego samolotu. Chodziło o numer zgody na lądowanie i przelot.
Informację o tym Górczyński, który z ramienia ministerstwa nadzorował pod względem merytoryczno-organizacyjnym obsługę wizyt w Katyniu prezydenta (10 kwietnia) i premiera (7 kwietnia), otrzymał od przedstawicieli strony rosyjskiej odpowiedzialnych za bezpieczeństwo prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Do zadań Górczyńskiego należało m.in. utrzymywane stałego kontaktu z centralą resortu, przedstawicielami Kancelarii Premiera i Prezydenta oraz Dowództwa Garnizonu Warszawskiego. Dlatego natychmiast zaalarmował ambasadora. Paszkowski podkreśla, że urzędnik kierował się przy tym praktyką przekazywania wszelkich istotnych informacji mogących mieć wpływ na bezpieczeństwo delegacji i sprawny przebieg wizyty.
Rzecznik MSZ zapewnia, że sprawa została wyjaśniona, a brak uzupełniony.