Henryk Mikołaj Górecki nie żyje | Kompozytor

W Katowicach zmarł Henryk Mikołaj Górecki, jego muzykę znał cały świat. Za niecały miesiąc skończyłby 77 lat.

Aktualizacja: 15.11.2010 16:20 Publikacja: 12.11.2010 17:14

Henryk Mikołaj Górecki urodził się 5 grudnia 1933 r. w Czernicy k. Rybnika. W latach 1955 – 1960 stu

Henryk Mikołaj Górecki urodził się 5 grudnia 1933 r. w Czernicy k. Rybnika. W latach 1955 – 1960 studiował kompozycję w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Katowicach, późniejszy profesor tej uczelni i jej rektor (1975 – 1979). Laureat licznych nagród, doktor honoris causa wielu uczelni w Polsce, USA i Kanadzie. Karierę zaczynał jako skrajny awangardzista, by potem zwrócić się ku tradycji. Światowy sukces odniosła przede wszystkim jego III symfonia "Symfonia pieśni żałosnych". Zmarł w piątek po długiej chorobie.

Foto: Fotorzepa, Andrzej Wiktor And Andrzej Wiktor

Chorował od dawna, przyznany mu w październiku Order Orła Białego odebrał w szpitalu. Ale od tylu lat potrafił pokonywać rozmaite choroby, iż można było mieć nadzieję, że i tym razem wszystko będzie dobrze.

Już podczas II wojny światowej, gdy miał nieco ponad dziesięć lat, przeszedł cztery operacje, konieczne z powodu powikłań po zwichnięciu biodra i gruźliczej infekcji kości. Pocieszeniem były wtedy dla niego pierwsze lekcje gry na skrzypcach. Od tego momentu muzyka stała się najważniejsza w życiu.

[srodtytul]Beethoven za rakietkę[/srodtytul]

Komponować zaczął jako nastolatek. Na początku lat 50. napisał "Sonatę w stylu Corellego". Wszystkie pieniądze wydawał na zakup partytur. By zdobyć pierwszą z nich – IX symfonii Beethovena – pozbył się... ulubionej rakietki pingpongowej.

– Nie wyobrażam sobie, bym mógł cokolwiek komponować bez znajomości tych Beethovenów, Chopinów, Skriabinów czy Szymanowskich. Wyjść z założenia, że muzyka zaczyna się dopiero ode mnie samego? – powiedział po latach. – Żeby wymyślić coś oryginalnego, musimy wiedzieć, co wymyślono przed nami, choćby po to, aby się nie okazało, że wyważyliśmy drzwi od stu lat otwarte.

W 1955 r. rozpoczął studia w Katowicach, trzy lata później zorganizowano mu w uczelni koncert kompozytorski, a jego "Epitafium" miało prawykonanie na "Warszawskiej jesieni". Górecki tak jak całe pokolenie, wchodzące w życie twórcze w warunkach popaździernikowej odwilży, trafił we właściwy czas. Miał 25 lat, gdy zaprezentował się na międzynarodowym festiwalu w Warszawie – on, nieznany student z Katowic, z trudem ciułający pieniądze, by starczyło mu na podróż do stolicy. Ale wtedy Polska była spragniona nowej muzyki, innej od tej, którą tworzono zgodnie z doktryną socrealizmu w sztuce.

Na przełomie lat 50. i 60. utwory Góreckiego, Pendereckiego, Kilara, Lutosławskiego stały się objawieniem nie tylko dla polskiej publiczności. W przeciwieństwie do kolegów Górecki nie zamierzał z tej szansy specjalnie korzystać. Robił swoje, nie dbał o popularność.

Kiedy w 1961 r. wyjechał na Zachód, do Paryża, nie odważył się – mimo listu polecającego – udać się do Oliviera Messiaena. A przecież francuski kompozytor był mistrzem, który wywarł szczególny wpływ na jego sposób myślenia o muzyce.

[srodtytul]Azyl na Podhalu[/srodtytul]

Tę skromność zachował także, kiedy pod koniec lat 80. związał się z jednym z najważniejszych wydawców muzycznych na świecie, brytyjskim Boosey & Hawks, i w latach 90., gdy jego III symfonia "Symfonia pieśni żałosnych" stała się światowym hitem. Liczba sprzedanych z jej nagraniem płyt przekroczyła milion egzemplarzy. Utwór znalazł się wśród największych bestsellerów muzycznych wszech czasów.

– W czasie koncertu panowała absolutna cisza, pary opierały głowy na ramionach partnerów, a na koniec nastąpiła szalona, spontaniczna owacja na stojąco – wspomina jedno z londyńskich wykonań III symfonii, cykl "Zdrowaś bądź Maryja", brytyjski biograf Góreckiego. – A w przerwie na kompozytora rzuciły się tłumy z prośbą o autograf. Jak często przydarza się to współczesnym twórcom?

Im bardziej stawał się sławny, tym chętniej zaszywał się w Katowicach, a zwłaszcza w leżącej kilka kilometrów od Zakopanego miejscowości Ząb, uznawanej za najwyżej położoną wieś w Polsce. Miał tam drugi dom.

– Bez Podhala byłbym inny – mówił w jednym z wywiadów.

Nie uległ łatwej pokusie wykorzystania sławy, nie napisał kolejnego utworu w konwencji III symfonii. Jakby na przekór zaproponował w 1993 r. skromne "Małe requiem dla pewnej polki" zamówione przez Holland Festival, potem zajął się kantatą o św. Wojciechu.

– Kiedy komponuję, nigdy się nie zastanawiam, czy nowy utwór komuś się spodoba czy też nie – mówił. – Dla mnie najważniejsza jest osobista satysfakcja, niezmierna frajda wręcz, gdy zyskam przekonanie, iż skomponowałem coś w taki sposób, w jaki uprzednio usłyszałem w wyobraźni.

[srodtytul]Czekanie na kwartet[/srodtytul]

Jego dorobek nie jest ilościowo wielki, około 90 tytułów. Pracował powoli, o czym przekonał się słynny amerykański Kronos Quartet, który włączywszy do repertuaru jego dwa kwartety, ponad dziesięć lat czekał na kolejny. Prawykonanie III kwartetu "Pieśni śpiewają" odbyło się wreszcie w 2005 roku.

W swej twórczości awangardę łączył z tradycją, motywom ludowym potrafił nadać walor uniwersalny. Do polskiego Odrodzenia odwołał się w "Trzech utworach w dawnym stylu" czy "Muzyce staropolskiej", do pieśni kościelnych – w arcydziełach muzyki wokalnej, jakimi są jego utwory chóralne "Amen", "Totus Tuus" czy cykl "Zdrowaś bądź Maryja". Kosmiczny charakter nadał zaś wspaniałej II symfonii "Kopernikowskiej".

– Zawsze pisałem to, co w danym momencie chciałem – powtarzał – tzw. moda muzyczna nigdy mnie nie interesowała.

Jego muzyka przetrwała próbę czasu i z pewnością będzie nadal grana. Jest niesłychanie skromna, jak on sam, a przy tym pełna emocji. "On nie boi się prostoty" – zapisał z uznaniem w swych "Dziennikach" Stefan Kisielewski.

Niestety, nie usłyszymy IV symfonii, którą Henryk Mikołaj Górecki zapowiadał od lat, ale datę prawykonania ciągle przekładał.

[ramka][srodtytul]Powiedzieli[/srodtytul]

[b]Agnieszka Duczmal[/b] | [i]dyrygentka, dyr. Orkiestry Kameralnej Amadeus[/i]

Henryk Mikołaj Górecki należał do najwspanialszych kompozytorów naszych czasów. Z wielką fascynacją słuchałam jego utworów. Nie napisał dużo na orkiestrę kameralną. Nagraliśmy jego "Trzy utwory w dawnym stylu", które zajęły drugie miejsce w ubiegłorocznym brytyjskim rankingu najczęściej słuchanych utworów muzyki współczesnej. Niepospolita uroda jego muzycznej wyobraźni przemawia do każdego, bez względu na wykształcenie. Smutno mi, że nie usłyszymy kolejnych dzieł mistrza Góreckiego. Cisną się górnolotne słowa, a był takim prostym człowiekiem.

[b]Krzysztof Pastor[/b] | [i]choreograf, szef Polskiego Baletu Narodowego[/i]

Jego muzyka – nowoczesna w formie, ale pełna emocji i dramatyzmu – zawsze była mi bardzo bliska. Od czasu, gdy w 1994 roku przygotowałem premierę choreograficzną III symfonii w Teatrze Wielkim w Warszawie, stale towarzyszyła mi za granicą. Odczuwałem ją jako głęboki, ale intymny i dyskretny wyraz patriotyzmu, z jakim się utożsamiałem. Swoją wersję III symfonii powtórzyłem w Amsterdamie, a dwa lata temu sięgnąłem do muzyki Góreckiego, realizując balet "Moving Rooms" dla Holland Festival. Nie byłem osamotniony w podziwie dla twórczości Góreckiego, korzystało z niej wielu choreografów: Hans van Manen, Christopher Bruce czy Mats Ek. A zainteresowanie nią wśród twórców baletu współczesnego stale rośnie, zarówno w Europie, jak i w Ameryce. Kiedy więc na wiosnę przyszłego roku zaplanowałem swój nowy spektakl dla Polskiego Baletu Narodowego, było dla mnie naturalne, że będzie on z muzyką Góreckiego.

[b]Kazimierz Kord[/b] | [i]dyrygent[/i]

Był kompozytorem odrębnym. Swoją osobowością wzbogacał rozwój polskiej muzyki. Wielokrotnie wykonywałem jego utwory. Szczególnie cenię III symfonię i koncert klawesynowy; dyrygując nimi, miałem poczucie obcowania z indywidualnością muzyczną, niełatwą wcale. Tacy ludzie rodzą się wyjątkowo rzadko. Szkoda, że nie ma go już z nami.

[i]-bode, j.m.[/i] [/ramka]

Chorował od dawna, przyznany mu w październiku Order Orła Białego odebrał w szpitalu. Ale od tylu lat potrafił pokonywać rozmaite choroby, iż można było mieć nadzieję, że i tym razem wszystko będzie dobrze.

Już podczas II wojny światowej, gdy miał nieco ponad dziesięć lat, przeszedł cztery operacje, konieczne z powodu powikłań po zwichnięciu biodra i gruźliczej infekcji kości. Pocieszeniem były wtedy dla niego pierwsze lekcje gry na skrzypcach. Od tego momentu muzyka stała się najważniejsza w życiu.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!