Przestrzeń łączymy z ekonomią zwykle wtedy, gdy szacujemy indywidualny zysk. Wynająć działkę? Sprzedać? A może zbudować na niej coś, co będzie przynosić dochód? Ten sposób myślenia ma krótki horyzont czasowy i opiera się na biznesplanie, który nie bierze pod uwagę kosztów społecznych gospodarowania przestrzenią. Najczęściej przyjmuje zasadę prywatyzacji zysków i uspołecznienia strat.
Paradoksalnie, tą logiką kierują się nie tylko prywatni inwestorzy, ale także władze publiczne. Dzieje się tak np. kiedy przecięcie miasta „autostradą" staje się osobistym sukcesem urzędnika czy polityka, ale koszty utrzymania infrastruktury i transportu spadają na podatników.