Nie mówiąc o reputacji niemieckiego przewoźnika. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy strajk miał swoje największe natężenie w czasie, gdy w Berlinie odbywały się targi turystyczne, a wielu uczestników tej imprezy nie mogło tam dolecieć, właśnie z powodu strajku.
Streikehansa zamiast Lufthansy
Niemcy tracą cierpliwość do linii, która kiedyś była gwarancją stabilności w europejskim lotnictwie. A blogerzy proponują, żeby zmienić nazwę narodowego przewoźnika z Lufthansy na „Streikehansę”.
Wiadomo również, że ostatni protest pracowników naziemnych bardziej obciążył finanse niż dwa poprzednie, jakie związkowcy zorganizowali od początku tego roku, i jego koszty szacowane są na przynajmniej 100 mln euro. Jest to również piąty strajk w obecnej rundzie negocjacji z organizacją związkową Ver.di. A do kolejnego protestu zbierają się pracownicy pokładu.
Czytaj więcej
Z pięciu najważniejszych niemieckich lotnisk odleci dzisiaj i jutro, czyli 7 i 8 marca, najwyżej co dziesiąty samolot. Związkowcy Lufthansy tym razem poszli na ostro.
Marvin Reschinsky, który jest głównym negocjatorem ze strony związkowców, jest zachwycony efektem protestu. Podkreślił w rozmowie z Deutsche Welle, że tym razem poparcie było wyjątkowo silne, a dodatkowym bonusem dla Ver.di było przyłączenie się do protestu naziemnej obsługi Lufthansy także kontrolerów bezpieczeństwa na lotniskach w Hamburgu i Frankfurcie i zgranie w czasie protestów kolejarzy z Deutsche Bahn.