Nieoficjalnie jest oczywiste, że jest to pierwsza ofiara obecnego chaosu na lotniskach i kompletnej bezradności przewoźników, którzy nie są w stanie funkcjonować w sytuacji, kiedy brakuje personelu naziemnego, ale i nie ma wystarczającej liczby pracowników pokładu.
W fatalnej sytuacji znaleźli się już wszyscy europejscy przewoźnicy, ale żadna linia nie odwołała tak wielu lotów, jak właśnie brytyjski niskokosztowy przewoźnik. W dodatku easyJet robił to z minimalnym wyprzedzeniem, więc pasażerowie najczęściej już byli na lotniskach, kiedy okazywało się że ich rejs został odwołany. Sporo o tym można przeczytać w mediach społecznościowych i „wersal” to to nie jest. Jako „normalne” postrzegano opóźnienia lotów o kilka godzin, ale nie brakowało i nadal nie brakuje dramatycznych sytuacji, kiedy pasażerowie koczują na lotniskach ponad dobę.
Związek zawodowy brytyjskich pracowników branży lotniczej Unite jeszcze w połowie czerwca wzywał Bellewa, żeby wziął się do roboty, bo w easyJet nie widać, aby ktokolwiek z kierownictwa cokolwiek robił, by zapobiec tej sytuacji. Wtedy prezes linii Johan Lundgren zapewniał, że Bellew robi wszystko, aby rejsy easyJeta były bezpieczne, a sam przewoźnik wiarygodny. Teraz Lundgren zapewnia, że sprawy operacyjne powierzone zostały innemu doświadczonemu profesjonaliście, Davidowi Morganowi, który będzie tego lata silnym liderem.
Czytaj więcej
Wyśrubowane dopłaty paliwowe, to za mało. Pasażerowie nadal chcą latać. Więc linie lotnicze, które jeszcze do niedawna robiły wszystko, by zachęcić ich do latania, wracają do gospodarki regulowanej. Regulowanej cenami.
Nowy wiceprezes ds. operacyjnych pracuje w easyJecie od 2016 roku i ostatnio odpowiadał za działalność lotniczą przewoźnika. W 2019 roku awansował nawet na stanowisko p.o. wiceprezesa ds. operacji lotniczych, ale zastąpił go właśnie Peter Bellew, który przyszedł z Ryanaira.