Zarządzający Heathrow zwrócili się do rządu brytyjskiego o pomoc publiczną wartości 500 mln funtów, ale ich wniosek został odrzucony. Teraz dyskusje o finansowym wsparciu dla tego portu wznowiono i tym razem chodzi o kwotę 2,8 mld funtów.
Każdy odlatujący z Heathrow będzie musiał zapłacić 8,90 funta. Ale to nie wszystko. Zarządzający lotniskiem będą wymagać jeszcze dodatkowo opłat za każdy nadany bagaż — po 4,44 funta za sztukę. Z pewnością powstrzyma to zapędy niskokosztowych linii lotniczych, by otwierać połączenia z tego portu, bo wówczas ich pasażerowie będą musieli płacić za nadany bagaż podwójnie: raz linii, raz lotnisku.
Wszystko odbywa się zupełnie legalnie i zgodnie z brytyjskim prawem, które pozwala operatorom portu kasować za usługi świadczone pasażerom, takie jak korzystanie z infrastruktury lotniska oraz odprawę biletowo-bagażową. W oświadczeniu opublikowanym w ostatnią niedzielę lotnisko podkreśla, że na tych opłatach nie zarabia i będą one jedynie pokrywały koszty operacyjne i utrzymania portu.
Dla Heathrow kryzys w branży lotniczej spowodowany pandemią COVID-19 jest wyjątkowo dotkliwy, ponieważ londyński port żył przede wszystkim z ruchu przesiadkowego, który w tym czasie praktycznie zamarł. Za rok 2020 lotnisko odnotowało stratę w wysokości 2 mld funtów, a spadek ruchu sięgnął 73 proc. Ten spadek w grudniu 2020 pogłębił się do 83 proc. Złe wyniki finansowe uniemożliwiły zarządzającym pokrycie kosztów operacyjnych.
Nowe opłaty nazywane Airport Cost Recovery Charge są już uzgodnione z liniami lotniczymi latającymi z Heathrow i mają obowiązywać przynajmniej jeszcze przez cały ten rok. Zostały zatwierdzone jeszcze 4 lutego.