Zanim Donald Trump wygrał wybory w listopadzie 2016 r. Amerykanie już wcześniej mogli się przekonać jak wygląda prezydent, który urywa się ze smyczy poprawności politycznej, partyjnej kontroli i zaczyna pleść, co mu ślina na język przyniesie. Wszystko za sprawą serialu „Graves” wyprodukowanego przez stację Epix, który amerykańska telewizja emitowała od października 2016 r. Od czerwca także polscy widzowie mogą go oglądać na kanale HBO3 oraz na platformie cyfrowej HBO GO.
Tytułowy Graves, a w zasadzie Richard Graves, to były republikański prezydent rządzący w latach 1993-2000, który na emeryturze przechodzi polityczny i życiowy kryzys. Coraz częściej zastanawia się, czy faktycznie był najgorszym prezydentem w historii USA, jak mówią o nim krytycy? W roli wątpiącego ex-prezydenta wystąpił Nick Nolte i to jest największa zaleta tej satyry politycznej. Nolte, aktor po przejściach, mocno styrany życiem, którego alkoholowo-narkotykowe szaleństwa opisywała plotkarska prasa, w roli Gravesa poradził sobie świetnie. Potrafi w jednym momencie zmienić się z buńczucznego kowboja w rubasznego wesołka. Pokrzykuje chamsko na asystentów, by za chwilę przepraszać ich z rozbrajającym uśmiechem.
Graves Nolte’go to mieszanka różnych republikańskich prezydentów. Za sprawą siwiejących blond włosów i skłonności do ostrego języka, przywodzi na myśl Donalda Trumpa. Z drugiej strony jego ranczo w Nowym Meksyku i kowbojskie zwyczaje, przypominają George’a W. Busha, z którym łączy go również fakt, że dwukrotnie wysłał na Bliski Wschód (w serialu jest mowa o Afganistanie i Libii) tysiące amerykańskich żołnierzy, z których wielu nie wróciło żywych. Pojawiają się też echa z życiorysu Ronalda Reagana – Graves przeżył zamach, w którym został trzykrotnie postrzelony.
Opowieść rozpoczyna się w chwili gdy Graves ma dosyć swej reprezentacyjnej roli. Kolejne spotkania z weteranami i przemowy na konferencjach go nudzą. Ma wrażenie, że nie mówi swoim głosem. Wie również, że nie wszystko poszło tak jak tego chciał. Niejednokrotnie był zakładnikiem interesów swojego ugrupowania politycznego i amerykańskiej racji stanu. Wciąż jednak zadaje sobie pytanie: Czy to już koniec? Czy nic się nie da zmienić? Czy nie może zostać zapamiętany inaczej niż polityk, który wysłał na Bliski Wschód tysiące amerykańskich żołnierzy i jako przywódca, który wolał wydawać fundusze na wojsko aniżeli na walkę z rakiem?
Wskutek licznych perypetii Graves zrozumie, że jeszcze nic nie jest skończone. Zacznie głosić hasła odwrotne do tych, które zapewniły mu sympatię konserwatywnego elektoratu. Nowy Richard Graves kocha nielegalnych imigrantów z Meksyku i zaprasza ich na ranczo w Santa Fe. Krytykuje wydatki na zbrojenia, tępi hipokryzję partyjną. Popala marihuanę i pije tequillę z meksykańskimi robotnikami. Zostaje enfant terrible partii republikańskiej przez co utrudnia karierę polityczną swojej młodszej żonie. Za to media za nim szaleją.