Opór przed internetowymi źródłami informacji trochę przypomina dziewiętnastowieczne protesty przeciwko kolei – pisze historyk
15 stycznia 2011 r. minie dziesięć lat, od kiedy w Internecie rozpoczęła działalność Wikipedia. Dziewięć miesięcy później pojawiło się pierwsze hasło jej polskiej odsłony, która obecnie jest czwartą najbogatszą wersją językową tej internetowej encyklopedii (po wersjach w językach: angielskim, niemieckim i francuskim). Wikipedia szybko stała się jedynym z najczęściej wykorzystywanych źródeł informacji, zarówno tej służącej życiu codziennemu, jak i szeroko rozumianej edukacji i pracy naukowej. W 2009 r. ok. 54 proc. studentów polskich uczelni publicznych i 72 proc. uczelni niepublicznych przyznawało, iż korzystało z Wikipedii przy pisaniu prac licencjackich i magisterskich. Było to o 20 proc. więcej, niż dwa lata wcześniej. Jednocześnie w przypisach źródła internetowe znikają – są bowiem zarówno przez adeptów nauki, jak i ich mistrzów traktowane jako z gruntu niewiarygodne. W dużej mierze jest to zapewne pochodna „ulotnych” właściwości stron internetowych (choć przecież polska i niemiecka Wikipedia miały też swoje wersje na krążkach DVD).
„Straszny” postęp
Przed Wikipedią i szerzej: źródłami informacjami zawartymi w sieci nie da się uciekać w nieskończoność. Po trochu przypomina to dziewiętnastowieczny opór przed powstawaniem linii kolejowych. Ich przeciwnicy udowadniali, że są one nie tylko wrogiem konserwatywnego porządku świata, ale przede wszystkim szkodzą zdrowiu ludzi i zwierząt. Argumentowano, iż świat znakomicie dawał sobie radę bez kolei i dalej może tak funkcjonować.
Czy tego chcemy czy nie, młodsze pokolenia w poszukiwaniu wiedzy zamiast do stojących na półkach bibliotek encyklopedii, leksykonów, czy bibliografii sięgać będą przede wszystkim do Sieci. Warto zauważyć, iż wielu uczniów i studentów (a nie wątpię, że również ludzi nauki) poszukiwania potrzebnych informacji zaczyna od słynnej „rodziny”: wuja Googla i cioci Wikipedii. W rzeczywistości bardzo często sprowadza się to do tego samego: wpisanie do najpopularniejszych wyszukiwarek hasła „Józef Piłsudski” przynosi na pierwszym miejscu link do Wikipedii. Może więc zamiast dezawuować Wikipedię należy ją „adoptować”?
W ostatnich dniach grudnia 2010 r. media obiegła wiadomość o mającej się niebawem ukazać najnowszej książce Jana Tomasza Grossa. Wypowiadający się na jej temat historycy bardzo często stwierdzali, iż przytaczane przez prof. Grossa fakty są znane, ale jedynie wąskiej grupie badaczy. Podobne komentarze pojawiają się bardzo często, gdy tylko na rynek księgarski trafia starannie wypromowana kolejna książka poruszająca kontrowersyjny temat historyczny. Jest to ewidentny sygnał, iż dochodzi do atomizacji nauki i zamykania się jej we własnym kręgu, co staje się kosztem powszechnego dostępu do wyników badań naukowych.