Niemka, Francuzka, Belg, Włoch i Hiszpan utworzą przyszłe władze UE. Przy wyborach nie zachowano choćby pozorów przyzwoitości i nawet na mniej ważne stanowiska nie desygnowano kandydata z Europy Wschodniej. 15 lat po wielkim rozszerzeniu UE na czele Wspólnoty stają przedstawiciele krajów założycielskich, z jednym wyjątkiem Hiszpanii, która do UE dołączyła w 1986 roku.
Geograficznie to Zachód i Południe Europy, co oznacza, że deklarowana od początku i zapisana w traktatach równowaga geograficzna nie jest respektowana. Jeszcze kilka tygodni temu, w przedszczytowych spekulacjach, wydawało się to nieprawdopodobne. Ale nie tylko się wydarzyło, ale na dodatek przez Europę Wschodnią, w tym Polskę, zostało uznane za sukces.
Nie to nie
Jak do tego doszło? Jeszcze w niedzielę i w poniedziałek, w pierwszej części nadzwyczajnego unijnego szczytu, poważnymi kandydatami na szefów Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej wydawały się Litwinka Dalia Grybauskaite i Bułgarka Kristalina Georgijewa.
Żadna z nich nie miała poparcia Grupy Wyszehradzkiej, w tym Polski. Nie jest pewne, czy z takim poparciem te stanowiska by dostały, bo w szczególności Litwinka budzi mieszane uczucia, głównie przez swój szorstki sposób bycia. Ale faktem jest, że bez poparcia czy wręcz presji ze strony naszego regionu nie mogły one liczyć na sukces.