– Ta tajna uroczystość to dodatkowy impuls do protestów. Ten dzień nie był w żadnym razie zakończeniem kryzysu – powiedział rosyjski senator i wiceszef komisji ds. WNP Konstantin Zatulin.
W pierwszy wieczór po uroczystości na różnych manifestacjach w białoruskich miastach aresztowano około 300 osób. W stolicy starcia z demonstrantami i gonitwy za nimi trwały do późnej nocy.
– Łukaszenko i tak natknąłby się na niezadowolenie społeczeństwa. Dlatego chciał mieć szybko za sobą ten punkt porządku dziennego (inaugurację – red.). (Gdyby była to jawna uroczystość) ryzykowałby ogromne protesty, które by pokazały, jak naprawdę wygląda sytuacja w kraju – uważa białoruski politolog Paweł Usow.
Sam Łukaszenko nie uważa, by uroczystość była niezwykła, a przynajmniej tak przekonywał w czwartek chińskiego ambasadora w Mińsku. Część prawników uważa zaś, że choć egzotyczna, bo tajna, to nie naruszała białoruskiego prawa. – Położył rękę na konstytucji, złożył przysięgę, coś podpisał, ktoś tam dał mu legitymację prezydenta, był hymn, ogólnie była zgodna z prawem – wyliczył niezależny prawnik Andriej Suszko. Ale dodał, że „jeśli ktoś wygrał wybory, to powinien urządzić wielkie święto”.
Przedstawiciel Pekinu był jedynym zagranicznym wysłannikiem, z którym spotkał się Łukaszenko. Nie zaprosił nawet rosyjskiego ambasadora. Pekin zdążył go już jednak oficjalnie poprzeć i wyrazić nadzieję, że „pod jego przywództwem kraj odbuduje polityczną stabilność”. Z gratulacjami pospieszył też prezydent Turkmenistanu, Gurbanguły Berdymuhamedow. I nikt poza tym, nawet Moskwa.