Poniedziałkową uroczystość zaprzysiężenia rządu planowano bez specjalnych procedur, które obowiązują m.in. w świecie dyplomacji – ustaliła „Rz". To badania genetyczne w kierunku SARS-CoV-2, tzw. PCR – muszą je wykonać wszyscy goście i urzędnicy przed spotkaniem np. z ministrem danego państwa, by mieć pewność, że nikt nie jest zakażony. W USA prezydent z kolei jest badany na obecność wirusa co trzy dni.
Dzięki tym procedurom w sierpniu udało się wykryć zakażenie koronawirusem u pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotra Naimskiego. Badano go przed spotkaniem z amerykańskim sekretarzem stanu Mike'em Pompeo. Takie procedury obowiązują dla przyjeżdżających oraz gospodarzy, którzy się z nimi spotkają. Wszyscy muszą poddać się testom na obecność koronawirusa z maksymalnym wyprzedzeniem do 72 h. Minister Naimski został przebadany dobę przed spotkaniem z Pompeo. Wynik okazał się pozytywny.
„Przy organizacji spotkań na szczeblu dyplomatycznym, MSZ każdorazowo wysyła zapytanie do placówki o przekazanie bieżącej sytuacji oraz aktualnych wymagań w kraju docelowym, na podstawie danych opublikowanych przez miejscowe służby sanitarne" – tłumaczy MSZ.
Przed zaprzysiężeniem rządu takiej procedury nie wprowadzono. – Nie mamy takich wytycznych od inspektora sanitarnego. Stosujemy ogólne zasady: higiena rąk, maski i dystans – mówi nam urzędnik z Kancelarii Prezydenta.
Genetyczne testy PCR wszystkim członkom rządu wykonano dopiero po tym, jak w poniedziałek rano okazało się, że kandydat na ministra edukacji i nauki Przemysław Czarnek jest chory. Według naszego informatora samego prezydenta nie badano, bo nie miał kontaktu z Czarnkiem. – Badanie ministrów wynikało z ubiegłotygodniowych spotkań ministra w grupie rządowej – wskazuje nasze źródło.