Koronami płaciło się tu jeszcze w czasach Austro-Węgier, a także w międzywojennym państwie czechosłowackim. Korona była walutą tzw. pierwszej republiki, czyli wojennego państwa księdza Jozefa Tisy, oraz komunistycznej CSSR.

Banknoty niepodległej Słowacji – państwa, które powstało w 1993 roku – wyróżniały się wyjątkową estetyką. Ozdabiały je nawiązujące do najlepszych tradycji słowackiej grafiki książkowej ilustracje będące dziełem akademickiego malarza Jozefa Bubáka. Mało kto wie, że niektóre z nich – konkretnie nominały 100 koron – drukowane były w Warszawskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. Teraz, po przejściu na euro, prawdopodobnie będą miały dużą wartość kolekcjonerską. Ale jeśli do kogoś uroda banknotów Bubáka nie przemawia, może w bankach słowackich wymieniać je do końca 2009 roku.

Ostatni miesiąc przed wprowadzeniem euro słowacki premier Robert Fico poświęcił na uśmierzanie lęków, że nowa waluta spowoduje wzrost cen. W ramach specjalnej kampanii Słowakom wbijany jest do głowy ustalony w Brukseli przez ministrów finansów państw Unii Europejskiej kurs przeliczeniowy według stawki 30,126 korony za 1 euro. Premier zachęca wszystkich obywateli, by nosili ze sobą kalkulator i sprawdzali, czy handlowcy nie kantują. Po 1 stycznia mają się rozpocząć specjalne dyżury prokuratorów, którzy każdy sygnał o zawyżaniu cen mają skrupulatnie badać i w razie wykrycia oszustw „działać z całą stanowczością”.

Wielu Słowaków z dystansem przyjmuje takie zapowiedzi premiera. „Owszem, przez parę miesięcy władza będzie udowadniała, że nie pozwoli na podwyżki, i zobaczymy parę pokazowych akcji prokuratorów. Ale co będzie za pół roku?” – pyta jeden ze słowackich internautów.