Za rok w pobliżu Bramy Brandenburskiej, w bezpośrednim sąsiedztwie zasypanego bunkra Hitlera i kancelarii Trzeciej Rzeszy, stanie 17- metrowy pomnik Georga Elsera, prostego stolarza, który zorganizował nieudany zamach na dyktatora 8 listopada 1939 roku.
– Postać Elsera będzie górować niejako w symbolicznym geście triumfu nad miejscem, z którego płynęły zbrodnicze rozkazy – tłumaczył wczoraj Torsten Wöhlert, rzecznik władz Berlina, przedstawiając zamierzenia stolicy Niemiec. Czy jednak pomnik nie przypomni też turystom, że nawet w czasach gdy Hitler był u szczytu sławy, nie brakowało ludzi, którzy widzieli w nim zbrodniarza ciągnącego Niemcy w przepaść? Czy cały projekt nie jest próbą ratowania honoru Niemców, z których przeogromna większość gotowa była pójść w ogień za ukochanym wodzem?
– Oglądając go, nieprzygotowany turysta może rzeczywiście odnieść wrażenie, że niemiecki ruch oporu nie ograniczał się tylko do pułkownika Stauffenberga i grona oficerów, autorów zamachu na Hitlera w lipcu 1944 roku – przyznaje prof. Michael Schwartz, historyk.
Nie brak głosów, że Georg Elser pasuje do roli symbolu oporu przeciwko Hitlerowi jak nikt inny, bo działając w pojedynkę, udowodnił, że opór przeciwko dyktatorowi jest wartością moralnie nadrzędną. Podłożył bombę w monachijskiej piwiarni Bürgerbräukeller, gdzie przemawiał Hitler. Führer opuścił jednak to miejsce 13 minut przed eksplozją, śpiesząc się na pociąg, gdyż pogoda uniemożliwiła powrót do Berlina samolotem. Zginęło osiem osób, a ponad 60 odniosło rany. Elsera zatrzymano na granicy szwajcarskiej jeszcze tego samego dnia. Stracony został dopiero na kilka tygodni przez kapitulacją III Rzeszy.
– Celem przypomnienia postaci Elsera nie jest bynajmniej stwarzanie wrażenia, jakoby antyhitlerowski ruch oporu był większy niż w rzeczywistości – udowadnia Johannes Tuchel, szef Muzeum Niemieckiego Ruchu Oporu w Berlinie. Nikt nie kwestionuje, że zaledwie 1 procent obywateli było przeciwnych Hitlerowi, a jedynie dwie dziesiąte procentu uczestniczyło aktywnie w ruchu oporu.