Staroruska baśń

Natalia Wetlickaja to jeszcze radziecka pieśniarka pop. Dość popularna. Czasem udaje Madonnę, ale jest raczej specjalistką od muzyki bardzo lekkiej, bardzo łatwej i dla niektórych – przyjemnej

Publikacja: 18.08.2011 19:43

Car - Władimir Władimirowicz Putin

Car - Władimir Władimirowicz Putin

Foto: AFP

Piotr Skwieciński z Moskwy

Wielbicieli Wetlickiej nie spotyka się raczej wśród moskiewskich intelektualistów ani młodzieży. Za to, jak okazało się ostatnio, ma fanów w innych kręgach.

Piosenkarka w swoim blogu n-vetlitskaya.livejournal.com/72068.html ujawniła, jak to jakiś czas temu uczestniczyła w tajnym – jak to określiła – koncercie dla Cara. Ostrożnie nie ujawniła jego nazwiska i posłużyła się formułą bajki. Bajki, dodajmy, dość nietypowej, bo gęsto przeplatanej, jak to się tutaj mówi, „nienormatiwnoj leksikoj", czyli tzw. mięsem.

Opisała, jak to pewnego pięknego dnia zadzwonił do niej Ktoś i zaproponował udział w koncercie dla wysoko postawionych słuchaczy. Dla kogo konkretnie – nie chciał powiedzieć, „ale przecież na pewno domyśla się pani, o kogo chodzi".

Czy Wetlickaja się domyśliła? Pewnie tak, ale kropki nad „i" w swoim blogu nie stawia. Na pewno zrozumiała za chwilę, kiedy dowiedziała się, że honorarium za występ nie otrzyma („bo nie ma takiego zwyczaju"), natomiast może liczyć na cenny upominek...

„Za siedem gór, siedem rzek"

Wyznaczonego dnia, a była wtedy zima, i to ostra, artystka wraz ze współpracownikami musiała pojechać „za tridcat' diewiat' ziemiel", czyli „za siedem gór, siedem rzek". Część drogi odbyła „tajnym pociągiem", który w końcu zatrzymał się przy nieoznakowanym „tajnym peronie" gdzieś w środku pustki. Dalej podstawionym autobusem Wetlickaja i jej zespół dotarli przez plątaninę leśnych dróg do „tajnej bazy".

Tam artystce zapowiedziano, że ani jej, ani nikomu z zespołu nie wolno bez potrzeby pętać się po terenie, zwłaszcza poza wyznaczonymi dróżkami, a jeśli ktoś z takiej dróżki zejdzie, to może się zdarzyć, że wszechobecna ochrona z automatami „palnie mu w d...".

Zespół zanocował, a następnego dnia odbył się koncert. Przy czym, choć od budynku, gdzie Wetlickaja i jej współpracownicy byli zakwaterowani, do salki koncertowej było pięć minut drogi piechotą, przewieziono ich tam konwojem z włączonymi migałkami.

A na miejscu okazało się, że koncertować będzie nie tylko Wetlickaja, ale i kilku innych artystów. Znanych, ale blogerka konsekwentnie nie zdradza nazwisk. Wszyscy – i wykonawcy, i ich zespoły, w sumie kilkadziesiąt osób – upchani na stojąco w czymś w rodzaju poczekalni. Stoją zbici jak śledzie, głowa przy głowie. Zaduch nie do wytrzymania. Wszystkich ratuje alkohol.

Wreszcie „gości" wpuszczono do dalszych pomieszczeń. I w końcu – na scenę.

Sześciu widzów

Artystka nie ujawnia, kim byli widzowie. Było ich tylko sześciu, a wśród nich – Car. A ubrani byli we fraki. Na sali było też kilku mężczyzn w strojach balowych z epoki Katarzyny Wielkiej. Zapewne personel.

Piosenkarka konsekwentnie nie używa nazwisk. Ale skądinąd wiadomo, że w bardzo kameralnych koncertach, na które sprowadza się gwiazdy (również zagraniczne), gustuje Władimir Władimirowicz Putin.

– Milczysz. Nie wolno nic mówić do słuchaczy ani przed koncertem, ani między utworami, ani potem – powiedziano Wetlickiej. – Milcząc, wchodzisz, milcząc, schodzisz.

W tej nieco dziwnej atmosferze odbył się koncert. Artystka swoje odśpiewała, obyło się bez wpadki, musiała jednak zaczekać jeszcze dwie godziny, aż skończą śpiewać inni. No bo samemu chodzić po terenie, jak wiadomo, zabroniono, a jak ktoś jednak pójdzie, to przecież ochrona może „palnąć w d...".

„Już praktycznie wkładam palto, gdy nagle pada komenda: nikomu nie wolno się ubierać, wszyscy – przejść za kulisy" – pisze blogerka. Okazało się, że teraz goście chcą sobie pośpiewać razem z artystami. Z którymi konkretnie? Jeszcze nie ma decyzji, więc wszyscy muszą zostać.

Wetlickaja, jak pisze, postawiła się:

– No, chyba ja nie jestem potrzebna, chyba nikomu nie chce się śpiewać ze mną o oczach i kotach („Księżycowy kot" – sztandarowy utwór Wetlickiej), tu są koledzy artyści z patriotycznym repertuarem (żadne nazwiska znów nie padają), to może ja już pójdę.

W odpowiedzi ze strony urzędnika – „lodowate spojrzenie i potok najbardziej chamskich obelg".

„Pytam kolegi:

- Co to za sk...?".

Przestraszony syczy przez zęby: „Cicho, cicho! Nie zwracaj uwagi, ten ch... z wszystkimi tak rozmawia".

„Szczęście, że chociaż nie dał mi po mordzie..." – pociesza się Wetlickaja.

Obiad i prezenty

Po półgodzinie artystów zwolniono do apartamentów. A po następnej  – komenda:

- Za pół godziny zbiórka w holu. Spotkanie z widzami i obiad.

I na sygnale powieźli pieśniarzy z powrotem.

Tam – widzowie, wśród nich Car.

Obiad. I prezenty...

„Dla artystki O. – brylantowa kolia, dla artystki D. – zegar kominkowy, dla artystki N. – zegarek ręczny, dla artysty B. – nie pamiętam co, dla artysty M. – gitara, dla artysty Ł. – ikona w drogiej ramie" – wspomina blogerka.

A artysta Ł. zdążył już się dobrze napić.

I podszedł prosto do Cara, i poprosił go o... autograf. Na ikonie.

Wetlickaja nie pisze, czy Car się podpisał, cała sytuacja wywołała jednak podobno chichot wśród piosenkarzy.

„I przychodzi kolej na Wielkiego Artystę" – ciągnie dramatycznie Wetlickaja. Wielki Artysta dostaje wielkie, lakierowane, zdobione, drewniane pudełko. Wszyscy zaczynają zgadywać, co jest w środku. Szybko doszli do wniosku, że „w takim wielkim pudle od samego Cara dla takiego Wielkiego Artysty może być tylko... korona".

A w pudełku był – komplet drogich kart.

„Wielki Artysta wybałuszył oczy tak, że prawie wyszły mu z orbit.

– Co jest, k...a? – szepnęłam. I zaczęłam patrzeć w sufit".

Z pełnego zażenowania milczenia wyrwali artystów Panowie we Frakach:

– To był tylko wstęp! Teraz główna nagroda.

I na środek sali wyszedł – przebrany w strój z epoki Katarzyny – urzędnik.

„I przy owacji zgromadzonych wręczył Wielkiemu Artyście Główną Gramotę (to staroruskie słowo oznacza dokument o nadaniu przez kniazia czy cara dóbr – red.), w której stwierdza się, że Wielki Artysta to już nie po prostu artysta, ale Zasłużony Artysta naszej wielkiej, nieogarnionej Ojczyzny" – pisze Wetlickaja.

Według jej słów wyróżniony „ze szczęścia mało się nie...".

„A tak w ogóle, obiad był świetny, anegdoty – śmieszne, a Car – chodzący urok. Amen" – kończy swą opowieść Wetlickaja.

Piotr Skwieciński z Moskwy

Wielbicieli Wetlickiej nie spotyka się raczej wśród moskiewskich intelektualistów ani młodzieży. Za to, jak okazało się ostatnio, ma fanów w innych kręgach.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1157
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1156
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1155
Świat
Ukraina: Kto może zastąpić pomoc wywiadowczą USA i Starlinki Muska?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1154