1942. Spór o aliancką strategię

Listopad 1942 roku był jednym z przełomowych miesięcy drugiej wojny światowej. 2 listopada brytyjska 8. Armia gen. Montgomery’ego rozbiła wojska państw osi pod Alamajn, a potem uparcie ścigała resztki oddziałów Rommla wzdłuż wybrzeży Libii. 8 listopada w ramach operacji „Torch” oddziały alianckie wylądowały w Maroku i Algierii. 19 listopada Armia Czerwona rozpoczęła kontrofensywę pod Stalingradem, by kilka dni później okrążyć 6. Armię gen. Paulusa. Była to pierwsza seria dużych porażek (wkrótce zamienionych na klęski) Wehrmachtu od września 1939 roku, gdy Hitler rozpętał w Polsce piekło największej z wojen.

Publikacja: 08.11.2012 00:01

Amerykanie lądują pod Oranem w Algierii, 8 listopada 1942 r.

Amerykanie lądują pod Oranem w Algierii, 8 listopada 1942 r.

Foto: Archiwum „Mówią Wieki"

70 lat temu, 8 listopada, w ramach operacji „Torch" oddziały alianckie wylądowały w Maroku i Algierii. Fragment tekstu z archiwum "Rzeczpospolitej", z dodatku "Batalie i wodzowie"

Angloamerykańska inwazja u wybrzeży zachodniej części Afryki Północnej była efektem niezłomnej postawy Winstona Churchila i brytyjskich generałów, którzy w obronie operacji „Torch” musieli stoczyć ostre spory z sojusznikami zza oceanu. Niewiele brakowało, a lądowania w Maroku i Algierii w ogóle by nie było. Prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin D. Roosevelt wraz ze sztabem doradców wojskowych nalegał na szybkie otwarcie drugiego frontu w Europie. Pełni optymizmu i wiary w swe możliwości Amerykanie nie widzieli sensu w uganianiu się za wrogiem na pobocznych frontach, skoro poprzez Francję można było uderzyć prosto w serce wroga – Niemcy. Amerykańscy stratedzy bagatelizowali to, że ich armia lądowa była zupełnie nieprzygotowana do konfrontacji z doświadczonymi dywizjami Wehrmachtu, o czym wkrótce przekonała się w Tunezji.

Brytyjczycy przekonywali Amerykanów, że nie są jeszcze gotowi do tak wielkiego przedsięwzięcia, jakim miałoby być lądowanie we Francji, i proponowali na razie związanie sił Hitlera na obszarze śródziemnomorskim. Przy okazji dążyli do zabezpieczenia swoich interesów w tym regionie.

22 lipca 1942 roku w Londynie, po kilkugodzinnej naradzie przerywanej kłótniami pomiędzy amerykańskim szefem sztabu wojsk lądowych gen. George’em Marshallem a brytyjskim marszałkiem Alanem Brooke’em, zapadła decyzja o odłożeniu inwazji we Francji na kolejny rok i wyrzuceniu wojsk osi z Afryki.

Ostatnią niewiadomą dla alianckich polityków i wojskowych była postawa Francuzów. Maroko, Algieria i Tunezja jako kolonie francuskie podlegały kontroli rządu Vichy powstałego na gruzach Trzeciej Republiki, która poniosła sromotną klęskę latem 1940 roku, i jawnie kolaborowały z nazistami. Stojący na czele reżimu Vichy marszałek Petain dysponował w Afryce Północnej sporymi siłami: ok. 150 tys. żołnierzy, 550 samolotami i 200 czołgami. Wojska te mogły stawić skuteczny opór sprzymierzonym na plażach Maroka i Algierii i opóźnić ich marsz do Tunezji. W tej sytuacji amerykański wywiad podjął działania mające przekonać francuskich dowódców w Afryce do przejścia na stronę aliantów. Jednak skomplikowana sytuacja na francuskiej scenie politycznej nie pozwoliła na uzyskanie jednoznacznych gwarancji.

Operacja „Torch”

Rankiem 8 listopada 1942 roku ok. 100 tys. żołnierzy brytyjskich i amerykańskich osłanianych przez ok. 70 okrętów (w tym siedem lotniskowców) rozpoczęło lądowanie w okolicach Casablanki, Oranu i Algieru. Próba zamachu stanu przeprowadzona przez proalianckich generałów francuskich Béthourta i Masta nie powiodła się i część oddziałów francuskich stawiła zbrojny opór. Przez dwa dni trwały lokalne chaotyczne starcia, w cieniu zaś toczyły się zakulisowe rozmowy pomiędzy Amerykanami a skłóconą generalicją francuską.

10 listopada reprezentujący rząd Vichy w Afryce Północnej admirał Darlan zgodził się na zawieszenie broni za cenę utrzymania władzy. Kilka dni później w wyniku nacisków Amerykanów gen. Henri Giraud objął dowodzenie nad francuskimi siłami zbrojnymi w Afryce Północnej. Wkrótce miały one wzmocnić wojska alianckie na froncie w Tunezji. Operacja „Torch” kosztowała życie ok. 800 żołnierzy alianckich i 700 francuskich.

Oś zajmuje Tunezję

Reakcja Niemiec na wydarzenia w Maroku i Algierii była natychmiastowa. Już 9 listopada 1942 roku oddziały spadochronowe rozpoczęły zajmowanie strategicznych punktów w okolicach Tunisu. Początkowo wojska francuskie w Tunezji zachowały neutralną postawę wobec niemieckich żołnierzy, a nawet pożyczały im swój sprzęt motorowy. Dwa dni później sytuacja uległa zmianie – w odpowiedzi na rozejm Darlana z aliantami Wehrmacht rozpoczął okupację południowej Francji. 11 listopada Niemcy wkroczyli do Bizerty, ważnego portu leżącego 60 km na północny zachód od Tunisu. Wkrótce do Tunezji zaczęły napływać nowe oddziały włoskie i bataliony doborowej niemieckiej dywizji pancerno-spadochronowej „Hermann Göring”.

Niemcy okazali się mistrzami improwizacji. Most powietrzny pomiędzy Włochami a Afryką pozwolił na szybki przerzut żołnierzy i sprzętu. Wielkie sześciosilnikowe Me-262 Gigant przewoziły ciężką artylerię i lekkie pojazdy pancerne. We włoskich portach gromadzono ciężki sprzęt pancerny. W kilka dni utworzono dowództwo 90. Korpusu Armijnego, nad którym komendę objął weteran z Afrika Korps gen. Walther Nehring. Do 15 listopada nieliczne oddziały niemiecko-włoskie wysunęły swoje placówki w kierunku granicy z Algierią i utworzyły cienką linię obrony, czekając na wzmocnienia.

17 listopada po krótkich walkach z Francuzami niemieccy spadochroniarze zajęli leżące wzdłuż wschodniego wybrzeża Tunezji porty Sousse, Sfax i Gabes, zabezpieczając drogi odwrotu dla oddziałów Lisa Pustyni, którego pobite dywizje cofały się pod naporem 8. Armii w kierunku Trypolisu.

Głównodowodzący wojsk alianckich w Afryce gen. Dwight Eisenhower nie przyglądał się bezczynnie działaniom wojsk osi. 10 listopada w rejonie Algieru wydzielono z brytyjskiej 1. Armii gen. Andersona dywizyjną grupę bojową z zadaniem szybkiego uchwycenia Bizerty i Tunisu. Zmotoryzowane kolumny sprzymierzonych zostały jednak zatrzymane przez niemieckich spadochroniarzy w okolicach Djebel Abiod i Medjez el Bab – ok. 50 km od Tunisu.

Pogoda i porośnięty zaroślami górzysto-pagórkowaty teren Tunezji, nieprzypominający płaskich pustkowi Libii czy Egiptu, okazały się sprzymierzeńcami wojsk osi. Jesienne ulewne deszcze zamieniły drogi w potoki błota, utrudniając poruszanie się pojazdom. Z kolei liczne wzniesienia i wąwozy okazały się idealnym miejscem dla działań obronnych. Niemieckie oddziały szybko wykazały swoją wyższość taktyczną, organizując zasadzki na drodze aliantów. Gen. Anderson nie dawał jednak za wygraną i na przełomie listopada i grudnia alianci ponawiali natarcia w kierunku Tunisu, tocząc przez dwa tygodnie zażarte walki w okolicach miast Tebourba i Djedeida.

Obie strony wzmacniały swoje frontowe oddziały. Z Oranu i Algieru napływały kolejne dywizje Eisenhowera, m.in. amerykańska 1. Dywizja Pancerna i brytyjska 6. Dywizja Pancerna. Z kolei gen. Nehring otrzymał wsparcie w postaci 10. Dywizji Pancernej i włoskiej Dywizji Pancernej „Centauro”. W Afryce znalazły się także groźne dla alianckich pancerniaków nowe czołgi Pz. Kpfw. VI Tiger (Tygrys). Do końca stycznia 1943 roku Niemcy i Włosi przetransportowali do Afryki ok. 110 tys. żołnierzy, 428 czołgów, 5,5 tys. pojazdów i 730 dział (z tego aż 15 proc. drogą lotniczą!). Pod koniec grudnia 1942 roku front został ustabilizowany, a deszczowa zima przerwała działania obu stron. Państwa osi wygrały wyścig o Tunezję.

Wrzesień 2009

70 lat temu, 8 listopada, w ramach operacji „Torch" oddziały alianckie wylądowały w Maroku i Algierii. Fragment tekstu z archiwum "Rzeczpospolitej", z dodatku "Batalie i wodzowie"

Angloamerykańska inwazja u wybrzeży zachodniej części Afryki Północnej była efektem niezłomnej postawy Winstona Churchila i brytyjskich generałów, którzy w obronie operacji „Torch” musieli stoczyć ostre spory z sojusznikami zza oceanu. Niewiele brakowało, a lądowania w Maroku i Algierii w ogóle by nie było. Prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin D. Roosevelt wraz ze sztabem doradców wojskowych nalegał na szybkie otwarcie drugiego frontu w Europie. Pełni optymizmu i wiary w swe możliwości Amerykanie nie widzieli sensu w uganianiu się za wrogiem na pobocznych frontach, skoro poprzez Francję można było uderzyć prosto w serce wroga – Niemcy. Amerykańscy stratedzy bagatelizowali to, że ich armia lądowa była zupełnie nieprzygotowana do konfrontacji z doświadczonymi dywizjami Wehrmachtu, o czym wkrótce przekonała się w Tunezji.

Pozostało 85% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1003
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1002
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1001
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1000
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 999