70 lat temu, 8 listopada, w ramach operacji „Torch" oddziały alianckie wylądowały w Maroku i Algierii. Fragment tekstu z archiwum "Rzeczpospolitej", z dodatku "Batalie i wodzowie"
Angloamerykańska inwazja u wybrzeży zachodniej części Afryki Północnej była efektem niezłomnej postawy Winstona Churchila i brytyjskich generałów, którzy w obronie operacji „Torch” musieli stoczyć ostre spory z sojusznikami zza oceanu. Niewiele brakowało, a lądowania w Maroku i Algierii w ogóle by nie było. Prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin D. Roosevelt wraz ze sztabem doradców wojskowych nalegał na szybkie otwarcie drugiego frontu w Europie. Pełni optymizmu i wiary w swe możliwości Amerykanie nie widzieli sensu w uganianiu się za wrogiem na pobocznych frontach, skoro poprzez Francję można było uderzyć prosto w serce wroga – Niemcy. Amerykańscy stratedzy bagatelizowali to, że ich armia lądowa była zupełnie nieprzygotowana do konfrontacji z doświadczonymi dywizjami Wehrmachtu, o czym wkrótce przekonała się w Tunezji.
Brytyjczycy przekonywali Amerykanów, że nie są jeszcze gotowi do tak wielkiego przedsięwzięcia, jakim miałoby być lądowanie we Francji, i proponowali na razie związanie sił Hitlera na obszarze śródziemnomorskim. Przy okazji dążyli do zabezpieczenia swoich interesów w tym regionie.
22 lipca 1942 roku w Londynie, po kilkugodzinnej naradzie przerywanej kłótniami pomiędzy amerykańskim szefem sztabu wojsk lądowych gen. George’em Marshallem a brytyjskim marszałkiem Alanem Brooke’em, zapadła decyzja o odłożeniu inwazji we Francji na kolejny rok i wyrzuceniu wojsk osi z Afryki.
Ostatnią niewiadomą dla alianckich polityków i wojskowych była postawa Francuzów. Maroko, Algieria i Tunezja jako kolonie francuskie podlegały kontroli rządu Vichy powstałego na gruzach Trzeciej Republiki, która poniosła sromotną klęskę latem 1940 roku, i jawnie kolaborowały z nazistami. Stojący na czele reżimu Vichy marszałek Petain dysponował w Afryce Północnej sporymi siłami: ok. 150 tys. żołnierzy, 550 samolotami i 200 czołgami. Wojska te mogły stawić skuteczny opór sprzymierzonym na plażach Maroka i Algierii i opóźnić ich marsz do Tunezji. W tej sytuacji amerykański wywiad podjął działania mające przekonać francuskich dowódców w Afryce do przejścia na stronę aliantów. Jednak skomplikowana sytuacja na francuskiej scenie politycznej nie pozwoliła na uzyskanie jednoznacznych gwarancji.