Rz: Wydaje się, że przed szczytem Partnerstwa Wschodniego w Wilnie parlament Ukrainy nie uchwali ustawy umożliwiającej wyjazd Julii Tymoszenko na leczenie do Niemiec. Czy w takiej sytuacji strona niemiecka będzie gotowa do podpisania umowy stowarzyszeniowej UE z Ukrainą?
Kai-Olaf Lang:
Gotowość do podpisania jest zapewne dzisiaj większa niż jeszcze nie tak dawno. W wyniku działań Rosji starającej się wszelkimi możliwymi sposobami skłonić Ukrainę do uczestnictwa w unii celnej pod egidą Moskwy w Berlinie wzrosła świadomość geopolitycznych konsekwencji rozwoju wydarzeń na Ukrainie. Nie znaczy to, że Niemcy, ale także szereg innych krajów, zrezygnują z zasady warunkowości tzn. domagania się od Ukrainy konkretnych ustępstw w zamian za zbliżenie tego kraju do UE. Sprawa Tymoszenko musi zostać więc rozwiązana. Jednym słowem musi opuścić więzienie, aby Unia mogła współpracować z Ukrainą na nowych zasadach.
Czasu jest już jednak bardzo mało.
To prawda. Jednak Unia nie może się wycofać. Nie tylko dlatego, że byłby to przejaw słabości w prowadzeniu polityki zagranicznej, co mogłoby mieć negatywne konsekwencje w chwili negocjacji warunków przyszłej współpracy z takimi państwami jak Gruzja czy Mołdawia. Również dlatego, że pomijając aspekt polityczny, sprawa Tymoszenko stała się niejako papierkiem lakmusowym gotowości Ukrainy do przeprowadzenia określonych reform, będących warunkiem stowarzyszenia z UE. A jednym z warunków jest eliminacja z ukraińskiego systemu prawnego tzw. wybiórczej sprawiedliwości, czyli stosowania różnych standardów w różnych przypadkach. Ukraina zrobiła już wiele, dostosowując się do wymagań UE, ale bez rozwiązania sprawy Tymoszenko trudno będzie uwierzyć, że są to działania w pełni wiarygodne.