Wejście w życie prawa o ochronie zdrowia osób niepalących zakazującego palenia tytoniu w zamkniętych miejscach publicznych wywołało w stolicy Meksyku masowy sprzeciw. Restauratorzy się skarżą, że to uszczupli ich zyski. – Gdy klient czuje się komfortowo, zamawia kolejną kawę, koniak, deser. Teraz ludzie szybko kończą posiłek i uciekają, by zapalić – mówi właściciel jednej z popularnych kawiarni w centrum miasta.
– Nie podoba mi się, że ślepo kopiujemy prawa innych państw. Papierosy to nałóg, zostało udowodnione, że silnie uzależniają psychicznie i fizycznie. Wprowadzanie takich przepisów sprawia, że czuję się napiętnowana. To tak, jakby wprowadzić zakaz spożywania ciastek w miejscach publicznych dla osób uzależnionych od słodyczy – oburza się studentka prawa Quetzalli de la Concha Pichardo.
227 tys. barów, restauracji i klubów ma do sprawdzenia w mieście Meksyk 192 inspektorów
Po nieudanych próbach odwołania się do sądu przez restauratorów grupa parlamentarzystów zapowiedziała akcję zbierania podpisów pod wnioskiem o zobligowanie ich do wyznaczania miejsc, w których można by spokojnie zapalić bez potrzeby wychodzenia na zewnątrz. Jest to – argumentują – sposób na nauczenie obywateli tolerancji. Palacze płacą tyle samo za kawę co reszta klientów, więc jeśli jedni lubią czytać przy tym gazetę, oni powinni móc się oddać ulubionej czynności, czyli paleniu.
Meksykanie, choć większość popiera nowy przepis, są sceptyczni co do możliwości jego egzekwowania. Mówią, że skończy się na przekupywaniu funkcjonariuszy sprawdzających stosowanie nowego prawa. – Już za czasów kolonii powszechne było ignorowanie przepisów wprowadzanych przez królów hiszpańskich. Ze względu na odległość, korona hiszpańska nie była w stanie kontrolować swych wysłanników, co pozwalało im na prowadzenie polityki i sądów według własnego uznania. Skutkowało to korupcją na ogromną skalę, którą niestety obserwujemy do dziś – zauważa Maria Elodia Robles Sotomayor wykładająca filozofię prawa na Narodowym Autonomicznym Uniwersytecie Meksyku. W dodatku – podał dziennik „El Universal” – do sprawdzania jest blisko 227 tysięcy barów, restauracji i klubów, a miasto ma tylko 192 funkcjonariuszy.Jorge Rendón, rysownik palący od 22 lat, uważa, że przepis jest potrzebny. – Gdy myślę o moich dzieciach, cieszy mnie, że w klubach i dyskotekach nie będą narażone na wdychanie dymu – mówi.