Coś takiego nie zdarzyło się w Ameryce od ponad 50 lat. Wpływowa polityk o polskich korzeniach Murkowski przegrała w sierpniu partyjne prawybory wśród republikanów ze wspieranym przez Tea Party Joe Millerem. Obecna senator Alaski nie zrezygnowała jednak z walki o reelekcję i postanowiła startować jako kandydat niezależny. I chociaż na kartach do głosowania znalazło się tylko nazwisko Millera jako kandydata Partii Republikańskiej oraz Scotta McAdamsa – kandydata Partii Demokratycznej, to było na nich również puste pole, w którym wyborcy mogli dopisać nazwisko Murkowski.
Problem polega na tym, że ostatni raz do Kongresu dzięki dopisywaniu na kartach wyborczych dostał się Strom Thurmond z Karoliny Południowej… w 1954 roku.
Wczoraj okazało się, że na kartach historii zapisze się również Murkowski – druga osoba w dziejach USA, której udała się ta trudna sztuka.
Liczenie głosów trwało ponad dwa tygodnie, ponieważ trzeba było sprawdzić, czy wyborcy, którzy dopisywali swojego kandydata, rzeczywiście dopisali Lisę Murkowski. Niektórzy Amerykanie dla zabawy lub by zademonstrować swój sprzeciw wobec klasy politycznej, wpisują również postacie niewiązane tradycyjnie z polityką. Swoją porcję głosów dostaje więc tradycyjnie Myszka Miki oraz Superman.
W przypadku Murkowski był jeszcze jeden problem: nazwisko. Dla przeciętnego Amerykanina jest ono trudne nie tylko do wymówienia, ale również do poprawnego zapisania. Właśnie dlatego jeszcze przed wyborami senator rozdawała wyborcom opaski na rękę z wypisanym drukowanymi literami nazwiskiem. Jej sympatycy mogli też sobie zrobić tymczasowy tatuaż, który jasno i wyraźnie informował, jak nazywa się pani senator. Jej wiece przedwyborcze przypominały zaś szkolne konkursy ortograficzne, bo kończyły się chóralnym literowaniem nazwiska M-U-R-K-O-W-S-K-I.