Mario Monti, nowy włoski premier, od wczoraj prowadzi rozmowy z kandydatami na ministrów. Nazwisk nikt nie zna, ale podobno mają to być bezpartyjni fachowcy, którzy przeprowadzą kraj przez najtrudniejsze reformy. W Grecji na czele rządu od kilku dni stoi Lukas Papademos, również ekspert, były prezes banku centralnego. Monti i Papademos mają gwarantować wykonanie reform przepisanych przez Unię Europejską i MFW. – Mam nadzieję, że uda się przywrócić zaufanie do Włoch, co jest kluczowe dla uspokojenia rynków finansowych – powiedziała kanclerz Niemiec Angela Merkel. Zmiany na szczytach władzy we Włoszech i Grecji spotkały się też z bardzo pozytywnymi reakcjami szefów unijnych instytucji.
Odwrót od demokratycznie wybranych polityków w stronę niepowiązanych z partiami technokratów to recepta dla krajów pogrążonej w kryzysie Europy. Tymczasem dla Brukseli szykowany jest inny przepis. Rządząca w Niemczech CDU rozważa wybór przewodniczącego Komisji Europejskiej w głosowaniu bezpośrednim.
– To byłaby prawdziwa rewolucja. Mielibyśmy dzięki temu rząd europejski – powiedział Wolfgang Schäuble, niemiecki minister finansów, w wywiadzie dla „Le Monde". Przyznał, że nie nastąpi to szybko, ale dyskusja się rozpoczęła. – To już nie byłaby taka sama Europa – powiedział. Obecnie szef KE (podobnie jak Rady Europejskiej) wybierany jest na szczycie UE przez większość szefów państw i rządów. Zdaniem krytyków procedury są niejasne, a kandydaci nie muszą nawet przedstawiać swojej wizji stanowiska. Tak było z José Barroso i Hermanem Van Rompuyem, których nazwiska pojawiały się w ostatniej chwili.
– W wyborach powszechnych będą grały rolę czynniki demograficzne. Największe szanse będzie miał Niemiec – zauważa Thomas Klau, ekspert European Council for Foreign Relations. Według niego bardziej realistyczna jest propozycja byłego szefa KE Jacques'a Delorsa wyboru drogą pośrednią, w czasie kampanii do PE. Każda grupa polityczna przedstawiałaby swojego kandydata, a przedstawiciel zwycięskiej obejmowałby stanowisko szefa KE. – Obie propozycje oceniam pozytywnie, jako próbę wciągnięcia ludzi w decydowanie o władzach UE, która przejmuje coraz więcej kompetencji od państw narodowych – mówi Klau. Przyznaje, że na początku nowy władca miałby poparcie mniejszości, bo sprawy europejskie nie interesują wielu obywateli UE. Ma jednak nadzieję, że z czasem moglibyśmy liczyć na kampanię wyborczą na wzór amerykański.
– Nie ma europejskiej opinii publicznej, europejskich mediów, wspólnych europejskich problemów. To jest próba zagadania kryzysu dyskusją o nowych instytucjach, które rzekomo rozwiążą problemy – uważa jednak Konrad Szymański, eurodeputowany PiS. Według niego szef KE bez prawdziwego poparcia, a z teoretycznie większym mandatem demokratycznym, zagarnąłby jeszcze więcej władzy dla Brukseli.