"Wstyd", "hańba", "obsceniczna farsa" – to określenia, które pojawiły się w komentarzach, opublikowanych po ujawnieniu szokującego faktu, iż osoby z nazistowską przeszłością wciąż pobierają poza granicami USA amerykańskie świadczenia emerytalne.
Skandal wybuchł kilka dni temu, gdy dziennikarze agencji Associated Press poinformowali o wynikach swojego śledztwa. Wynikało z niego, że państwowy fundusz emerytalny Social Security wypłacił w sumie miliony dolarów 66 byłym funkcjonariuszom SS oraz strażnikom hitlerowskich obozów koncentracyjnych, którzy opuścili USA, by stanąć przez sądami innych krajów za zbrodnie wojenne. Z tej liczby żyją w Europie jeszcze co najmniej cztery osoby.
W zamian za zrzeczenie się obywatelstwa USA oraz zgodę na wyjazd, rząd federalny miał obiecać im utrzymanie wypracowanych w USA emerytur. Było to jednak prawne pójście "na skróty", mające uprościć długoletnie procedury sądowe. Amerykańskie prawo nie pozwala bowiem osobom z nazistowską przeszłością na otrzymanie obywatelstwa USA, osoby te wjeżdżając do USA musiały więc zataić swoją przeszłość uzyskując niezgodnie z prawem dostęp do świadczeń dostępnych tylko obywatelom. Przykładem może być Jakob Denziger, były strażnik w byłym niemieckim nazistowskim obozie w Auschwitz. Mieszka on obecnie w Chorwacji pobierając około 18 tysięcy dolarów rocznej emerytury – dwukrotność przeciętnego wynagrodzenia w tym kraju.
Choć problem dotyczy stosunkowo nielicznej grupy osób, w USA zawrzało. W Kongresie zgłoszono od razu projekt ustawy pozbawiającej byłych nazistów ich przywilejów. Kongresmenka z Nowego Jorku Carolyn Maloney nie ukrywała oburzenia. "Podatnicy nie mogą wspiera finansowo osób współwinnych jednych z największych zbrodni w dziejach ludzkości" – mówiła. Projekt ustawy ma być rozpatrywany na Kapitolu już po listopadowych wyborach do Kongresu. W Senacie wspiera go między innymi wpływowy nowojorski senator Chuck Schumer.