"Rzeczpospolita": Według ostatniego rankingu innowacyjności opracowanego przez Komisję Europejską Polska jest na czwartym miejscu od końca. Jak taki kraj jak Polska może skorzystać na wspólnym rynku cyfrowym? Poza konsumentami, którzy będą mieli dostęp do iTunes czy Netflixa. Czy nasze nieinnowacyjne firmy mają szansę skorzystać z cyfrowych możliwości?
Andrus Ansip: Jednolity rynek cyfrowy będzie dobry dla wszystkich. Ale szczególnie skorzystają małe i średnie przedsiębiorstwa w Europie Środkowej i Wschodniej, w tym w Polsce. W niektórych dziedzinach radzicie sobie całkiem nieźle. Na przykład pokrycie kraju siecią 4G, firmy takie jak Allegro, usługi chmury obliczeniowej, e-administracja. Poza tym polskie przedsiębiorstwa typu start-up są naprawdę innowacyjne. Gdy będzie już wspólny rynek, nie będą musiały się ograniczać do działalności w Polsce albo decydować o wyjściu do USA. Bo będą miały w zasięgu ponad 500 milionów konsumentów. W przeszłości byliśmy w stanie stworzyć jednolity rynek dla dóbr fizycznych, ale cyfrowy ciągle nie działa. Jest 28 odrębnych rynków. W tym przypadku koszt braku europejskich rozwiązań szacowany jest przez Parlament Europejski na 450 mld euro.
Niektórzy uważają, że ta inicjatywa jest w kontrze do USA. Bruksela chce stworzyć europejskie Google, Facebooka...
To są nieuzasadnione spekulacje. Przecież nie tworzymy osobnych regulacji dla firm europejskich i amerykańskich. Strategia nie polega na ochronie rynku, ale na jego otwieraniu, na tworzeniu szans. Każdemu będzie łatwiej, nawet firmom globalnym, które mają pieniądze i możliwości, by radzić sobie z odmiennymi regulacjami na 28 rynkach. Jednak największe korzyści odniosą małe i średnie firmy oraz konsumenci. Zadajmy sobie pytanie: dlaczego Spotify (internetowy serwis muzyczny – red.), stworzony przecież w Szwecji, działa teraz w USA? Dlaczego najzdolniejsi uciekają ze swoimi firmami start-up za ocean, żeby się rozwijać? Bo nie jesteśmy w stanie stworzyć im środowiska do ekspansji w Europie.
Antyamerykańskość zarzucana jest choćby pomysłowi obarczenia platform internetowych odpowiedzialnością za treści na nich zamieszczane. To uderzyłoby w model biznesowy takich firm, jak Facebook, Twitter czy eBay. Co dokładnie chcecie zrobić?
Są różne platformy internetowe i różne problemy z nimi związane. Ale jakakolwiek będzie decyzja, musi być oparta na dowodach. Na przykład w przypadku wyszukiwarek internetowych chciałbym wiedzieć, gdzie na stronie są ich reklamy, ich własne usługi, a gdzie prawdziwi liderzy rynkowi. Nie sądzę, żebyśmy wymagali zbyt wiele. Można mieć pozycję dominującą na unijnym rynku, ale nie można jej nadużywać. Jeśli są jakiekolwiek wątpliwości, to komisarz odpowiedzialna za konkurencję musi interweniować. Zresztą większość procedur antymonopolowych dotyczy firm europejskich, trudno więc mówić o dyskryminacji. Warto też powiedzieć, że amerykańskie firmy często na rynku unijnym odnoszą większe sukcesy niż w USA.