Andrus Ansip: Cyfrowa wygrana dla wszystkich

Wspólny cyfrowy rynek jest szansą dla małych i średnich firm z Europy Środkowej i Wschodniej. Nowe przepisy ułatwią też życie 500 milionom Europejczyków – przekonuje Andrus Ansip, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej ds. jednolitego rynku cyfrowego w rozmowie z Anną Słojewską.

Aktualizacja: 13.05.2015 21:33 Publikacja: 13.05.2015 21:00

Andrus Ansip

Andrus Ansip

Foto: materiały prasowe

"Rzeczpospolita": Według ostatniego rankingu innowacyjności opracowanego przez Komisję Europejską Polska jest na czwartym miejscu od końca. Jak taki kraj jak Polska może skorzystać na wspólnym rynku cyfrowym? Poza konsumentami, którzy będą mieli dostęp do iTunes czy Netflixa. Czy nasze nieinnowacyjne firmy mają szansę skorzystać z cyfrowych możliwości?

Andrus Ansip:
Jednolity rynek cyfrowy będzie dobry dla wszystkich. Ale szczególnie skorzystają małe i średnie przedsiębiorstwa w Europie Środkowej i Wschodniej, w tym w Polsce. W niektórych dziedzinach radzicie sobie całkiem nieźle. Na przykład pokrycie kraju siecią 4G, firmy takie jak Allegro, usługi chmury obliczeniowej, e-administracja. Poza tym polskie przedsiębiorstwa typu start-up są naprawdę innowacyjne. Gdy będzie już wspólny rynek, nie będą musiały się ograniczać do działalności w Polsce albo decydować o wyjściu do USA. Bo będą miały w zasięgu ponad 500 milionów konsumentów. W przeszłości byliśmy w stanie stworzyć jednolity rynek dla dóbr fizycznych, ale cyfrowy ciągle nie działa. Jest 28 odrębnych rynków. W tym przypadku koszt braku europejskich rozwiązań szacowany jest przez Parlament Europejski na 450 mld euro.

Niektórzy uważają, że ta inicjatywa jest w kontrze do USA. Bruksela chce stworzyć europejskie Google, Facebooka...

To są nieuzasadnione spekulacje. Przecież nie tworzymy osobnych regulacji dla firm europejskich i amerykańskich. Strategia nie polega na ochronie rynku, ale na jego otwieraniu, na tworzeniu szans. Każdemu będzie łatwiej, nawet firmom globalnym, które mają pieniądze i możliwości, by radzić sobie z odmiennymi regulacjami na 28 rynkach. Jednak największe korzyści odniosą małe i średnie firmy oraz konsumenci. Zadajmy sobie pytanie: dlaczego Spotify (internetowy serwis muzyczny – red.), stworzony przecież w Szwecji, działa teraz w USA? Dlaczego najzdolniejsi uciekają ze swoimi firmami start-up za ocean, żeby się rozwijać? Bo nie jesteśmy w stanie stworzyć im środowiska do ekspansji w Europie.

Antyamerykańskość zarzucana jest choćby pomysłowi obarczenia platform internetowych odpowiedzialnością za treści na nich zamieszczane. To uderzyłoby w model biznesowy takich firm, jak Facebook, Twitter czy eBay. Co dokładnie chcecie zrobić?

Są różne platformy internetowe i różne problemy z nimi związane. Ale jakakolwiek będzie decyzja, musi być oparta na dowodach. Na przykład w przypadku wyszukiwarek internetowych chciałbym wiedzieć, gdzie na stronie są ich reklamy, ich własne usługi, a gdzie prawdziwi liderzy rynkowi. Nie sądzę, żebyśmy wymagali zbyt wiele. Można mieć pozycję dominującą na unijnym rynku, ale nie można jej nadużywać. Jeśli są jakiekolwiek wątpliwości, to komisarz odpowiedzialna za konkurencję musi interweniować. Zresztą większość procedur antymonopolowych dotyczy firm europejskich, trudno więc mówić o dyskryminacji. Warto też powiedzieć, że amerykańskie firmy często na rynku unijnym odnoszą większe sukcesy niż w USA.

Czy sądzi pan, że jednym z efektów istnienia jednolitego rynku cyfrowego może być powstanie europejskiego konkurenta dla Google?

Nie jest rolą Komisji Europejskiej decydowanie o tym, ilu powinno być dostawców usług, ile firm telekomunikacyjnych czy wyszukiwarek internetowych. Wierzę w konkurencję i wierzę, że nasza strategia służy jej wzmocnieniu i przełoży się na innowacje i korzyści dla konsumentów.

Moje pytanie dotyczy bardziej rozpoznania problemów. Czy to, że Amerykanie mają Google, a Europejczycy nie, to efekt wyłącznie barier na wspólnym rynku? Czy może przyczyny tkwią w braku finansowania typu venture capital? A może jeszcze gdzie indziej?

Nie chcę narzekać, bo jest wiele dziedzin, w których firmy europejskie są liderami. Na przykład robotyka czy tzw. systemy wbudowane. Następnie przemysł samochodowy – 40 proc. samochodu to produkt gospodarki cyfrowej i tu przoduje Europa. Kolejna generacja telefonii komórkowej, czyli 5G – tu znów przodujemy. Duże firmy dają sobie radę na podzielonym europejskim rynku, ale – powtórzę – to jest zbyt kosztowne i zbyt skomplikowane dla małych i średnich firm.

Jednym z elementów strategii jest określenie europejskiego spektrum, czyli zakresu częstotliwości radiowych. To chyba będzie trudne, bo rządy zazdrośnie strzegą swoich kompetencji w tej dziedzinie.

Dla mnie jest rozczarowujące, że w negocjacjach dotyczących pakietu telekomunikacyjnego nawet nie wspominamy o spektrum. Może na początku popełniono błąd i państwa członkowskie zrozumiały, że Bruksela chce zabrać im dochody ze sprzedaży częstotliwości radiowych. Ale nie to jest celem. Chyba każdy jest w stanie zrozumieć, że lepiej koordynować przetargi na częstotliwości. Dam przykład Scanii. Jest ona w stanie połączyć się z 110 tysiącami ciężarówek, co pięć minut ma informacje z każdego samochodu. Na tej podstawie może dawać rady kierowcom, np. o serwisowaniu. Jest w stanie stworzyć tzw. ciężarówkowe pociągi, gdzie dystans między autami jest mały, co pozwala na oszczędności paliwa. Jeśli jednak mamy różne częstotliwości w różnych krajach, to co się stanie, gdy te „połączone" samochody przekroczą granice? O jakim rynku cyfrowym mówimy, skoro w niektórych państwach większość konsumentów korzysta ciągle z technologii GSM? A przetargi na 4G nawet się nie zaczęły? Mówimy o częstotliwości 700 MHz na przesył danych. Ale co się stanie, jeśli niektóre kraje rezerwują ją sobie na cele wojskowe? Potrzebujemy więcej koordynacji. Co z tego wyniknie dla rynku, jaka będzie docelowa liczba telekomów, to już nie nasza decyzja.

Jest pan chyba największym w Komisji Europejskiej zwolennikiem likwidacji tzw. geoblokowania, czyli ograniczania dostępu do produktów lub usług w internecie dla konsumentów z jednego tylko kraju lub też różnicowania cen w zależności od kraju pochodzenia. W swojej propozycji mówicie jednak o wyjątkach. Czego miałyby one dotyczyć?

Musimy zabronić nieuzasadnionego geoblokowania. Wyjątki dotyczą więc sytuacji uzasadnionych, np. systemów zdrowotnych czy różnych systemów wartości. Przykładem jest hazard online, różnie regulowany w różnych krajach. Czy choćby możliwości sprzedawania snuzu (tytoń do żucia – red.), który jest zakazany poza Szwecją.

Mówi pan o oczywistych wyjątkach, których nikt nie kwestionuje. Dla mnie nie ma znaczenia, że nie mogę uprawiać hazardu online i nie mogę w internecie kupić snuzu. Ale jest dla mnie problemem blokowanie dostępu np. do filmów w innych krajach. Czy takie bariery zostaną zniesione?

Są obawy ludzi w branży filmowej wynikające z niezrozumienia. Im się wydawało, że my dążymy do zmiany całego modelu biznesowego, który określa, że najpierw przez jakiś czas filmy są dystrybuowane w kinach, potem na DVD. Nie chcemy w to interweniować. Chcą sześć miesięcy, niech będzie sześć. Ale kiedy dochodzimy do usługi wideo na żądanie, domagam się możliwości podróżowania z zakupionymi prawami do oglądania i do ponadgranicznego dostępu do treści medialnych. 100 milionów Europejczyków mówi, że chce takiego dostępu. Kolejna liczba – 271 mln podróży z przynajmniej jednym noclegiem w innym państwie UE. I oni chcieliby mieć dostęp do legalnie zakupionych przez siebie treści medialnych. Ale przez geoblokowanie nie mają. Nie kwestionuję zasady terytorialności praw autorskich. Ale chcę znieść zasadę absolutnej wyłączności terytorialnej. Dziś mamy do czynienia z sytuacją, gdy obie strony tracą. Twórca nie dostaje moich pieniędzy z powodu geoblokowania, a ja nie mogę się cieszyć jego dziełem. Chcemy modelu, gdy obie strony wygrywają.

Andrus Ansip od listopada 2014 roku jest wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej odpowiadającym za jednolity rynek cyfrowy. W latach 2005–2014 był premierem Estonii z ramienia liberalnej Partii Reform. W swojej wcześniejszej karierze politycznej sprawował też funkcję ministra gospodarki oraz burmistrza rodzinnego miasta Tartu. Z wykształcenia jest chemikiem.

Jednolity rynek cyfrowy: co planuje bruksela?

Strategia jednolitego rynku cyfrowego jest pakietem 16 inicjatyw, które mają przenieść do sieci podstawowe unijne wartości: swobodę obrotu towarami i świadczenia usług na terenie wspólnego rynku 28 państw członkowskich. Te traktatowe zasady stanowią podstawę istnienia UE, ale nie nadążają za zmianami technologicznymi. Tydzień temu (6 maja) Komisja Europejska opublikowała założenia strategii, w najbliższych miesiącach będzie przedstawiać konkretne projekty legislacyjne. Ten projekt jest jednym z głównych zadań Komisji pod wodzą Jeana-Claude'a Junckera i ma dać na najbliższe lata zajęcie kilku komisarzom, w tym Elżbiecie Bieńkowskiej. Polka zajmie się m.in. ułatwieniami w handlu elektronicznym oraz obniżaniem cen dostarczania przesyłek w ruchu międzynarodowym.

Strategia obejmuje też reformę praw autorskich, związane z tym częściowe zniesienie tzw. geoblokowania, czyli ograniczeń terytorialnych w handlu w internecie, organizowanie wspólnych europejskich przetargów na częstotliwości radiowe dla operatorów telekomunikacyjnych, zmiany w funkcjonowaniu platform internetowych, stworzenie warunków dla przesyłu strumieni danych w przemyśle itp.

Brak wspólnego rynku cyfrowego był od lat wymieniany jako jedna z głównych przeszkód dla wzrostu gospodarczego w krajach Unii. Poprzednia Komisja Europejska przymierzała się do reform, ale bez wielkich sukcesów. Obecna przekonuje, że jej projekt został już częściowo skonsultowany z państwami członkowskimi i ma ich poparcie. Według wyliczeń Parlamentu Europejskiego jednolity rynek cyfrowy może przynieść korzyści nawet w wysokości 450 mld euro.

—a.sł.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1078
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1077
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1076
Świat
Trump wycofuje USA z Rady Praw Człowieka. Koniec pomocy dla palestyńskich uchodźców
Świat
Thorsten Klute: Niemcy przed wyborami. Czy SPD ma jeszcze szansę?