Mimo przekleństw podróżnych jak Niemcy długie i szerokie, krytycznych artykułów prasowych i nieskrywanej wściekłości przedstawicieli biznesu niemieccy maszyniści nie zamierzają złożyć broni.
Rozpoczęli w środę kolejny strajk, dziewiąty już w ostatnich 12 miesiącach. Oznacza to, że zamarł ruch na kolei, a na autostradach pojawiły się korki, i to w chwili, gdy całe Niemcy przygotowują się do długiego weekendu z okazji Zielonych Świątek.
Nie kursują dwie trzecie pociągów dalekobieżnych. W wielu metropoliach sparaliżowany został transport podmiejski, a wynajęcie samochodu graniczy z cudem.
– To legalny strajk i jest najbardziej adekwatną odpowiedzią – twierdzi 56-letni Claus Weselsky, szef związku maszynistów GLD. Liczy on 33 tys. członków, w tym 19 tys. maszynistów. To niewiele w porównaniu z drugim związkiem działającym na kolei, EVD, który ma ponad 213 tys. członków. Ci nie strajkują, będąc mniej lub bardziej zadowoleni z płac, jakie oferuje im Deutsche Bahn.
Maszyniści nie są usatysfakcjonowani. Zarabiają wprawdzie więcej niż większość pracowników kolei, bo w granicach 2,5–3,5 tys. euro miesięcznie, ale chcą 5-proc. podwyżki wraz ze zmniejszeniem godzin pracy, co w sumie oznaczałoby dla Deutsche Bahn podwyżkę 15 proc. Domagają się także podwyżek dla innych pracowników, takich jak konduktorzy czy załoga wagonów restauracyjnych. Dla Deutsche Bahn jest to nie do przyjęcia.