W ruch poszły armatki wodne, gaz łzawiący, kule gumowe. W mediach światowych roi się od docierających z gruzińskiej stolicy zdjęć rozbitych głów protestujących. W stronę policjantów z kolei poleciały m.in. petardy i fajerwerki. Gruzini nie śpią już od czwartku. Kraj żyje protestami, a lokalne media liczą zatrzymanych i rannych. W niedziele tamtejszy resort zdrowia szacował, że tylko w nocy 1 grudnia karetki zawiozły do szpitali w Tbilisi niemal 50 protestujących. W sobotę informowano o ponad 100 zatrzymanych. Pojawiały się również doniesienia o pobitych przez policję demonstrantach, ale też dziennikarzy.
Dlaczego Gruzini protestują?
Wygląda na to, że gruzińskie władze na własne życzenie rozpętały protesty w kraju. W Tbilisi jeszcze w październiku ucichły powyborcze demonstracje. W czwartek wybuchły na nowo po tym, jak premier kraju Irakli Kobachidze wyszedł na mównicę i ogłosił, że Gruzja wstrzymuje wszelkie rozmowy z Unią Europejską w sprawie akcesji aż do 2028 roku i rezygnuje z wszelkich dotacji. Pretekstem miała być ogłoszona przed tym rezolucja Parlamentu Europejskiego, w której skrytykowano wynik październikowych wyborów i wzywano do sankcji wobec przedstawicieli tamtejszych władz. Dlaczego rządzący w Tbilisi aż tak ostro zareagowali na rezolucję, która do niczego nie zobowiązuje żadne państwo UE?
Czytaj więcej
Zamiast kontynuować reformy, Gruzini zajęli się wewnętrzną wojną polityczną. Młoda i krucha demokracja się posypała. Zachód też wyczerpał już wszystkie możliwe oferty dla Tbilisi.
– Trudno to zrozumieć. Na własne życzenie wywołali kryzys w kraju. Powyborcze protesty były bardzo niewielkie i nieudane z punktu widzenia opozycji. Teraz rządzący dolali benzyny do ognia, podpalając tym samym Gruzję – mówi „Rzeczpospolitej” Wojciech Wojtasiewicz, analityk ds. Kaukazu Południowego w PISM. – Przecież integracja z Unią Europejską i tak była zawieszona. Była to reakcja Unii na działania władz w Tbilisi – wskazuje. Punktem zapalnym w relacjach z Brukselą była przyjęta w maju ustawa „o agentach zagranicznych” uderzająca w NGO i media.
Czy opozycja obali rząd? Premier: „majdanu” nie będzie
Trwające od kilku dni prounijne protesty doprowadziły do pierwszego pęknięcia wewnątrz większości rządzącej. Na razie widać to w dyplomacji. W niedziele wiadomo było, że do dymisji podali się ambasadorzy Gruzji w USA, Włoszech, Królestwie Niderlandów, ale też na Litwie. Na wydarzenia w Tbilisi reagują również za oceanem. Departament Stanu USA ogłosił decyzję o zawieszeniu partnerstwa strategicznego z Gruzją (kraje podpisały odpowiednią umowę jeszcze w 2009 roku). I wygląda na to, że rządzący w Tbilisi świadomie zrywają wszelkie relacje z Zachodem, przynajmniej do stycznia.