Korespondencja z Jerozolimy
– Witamy w ziemi obiecanej – w ten sposób zwraca się do mnie ze znaczącym uśmiechem palestyński właściciel małego sklepiku we wschodniej Jerozolimie. Takie powitanie to nieskrywany sarkazm, biorąc pod uwagę fakt, że komentujemy radiowe wiadomości z Dżeninu, gdzie właśnie trwał rajd izraelskiej armii na obóz palestyńskich uchodźców. Ukrywał się tam zamachowiec, który miał zastrzelić dwóch braci, żydowskich osadników w miejscowości Huwara, nieopodal Nablusu. W odpowiedzi na to wydarzenie kilkuset żydowskich osadników spaliło dziesiątki palestyńskich domów, a także samochodów w pobliskich wioskach.
Palestyna jak Ukraina
Zamachowiec zginął w czasie wymiany ognia w Dżeninie, a wraz z nim pięciu mieszkańców obozu dla palestyńskich uchodźców. Dla izraelskich mediów to terroryści, dla ludności palestyńskiej bohaterowie walczący z izraelską okupacją. Tak samo jak Ukraińcy odpierający najazd rosyjskich okupantów. – Kto tego nie rozumie, ten w oczach Palestyńczyków stosuje podwójny standard w ocenie wydarzeń – to zdanie pada w każdej rozmowie.
Na wydarzenia w Dżeninie Palestyńczycy zareagowali strajkiem na Zachodnim Brzegu. Nikogo w Izraelu to nie wzrusza. Wydarzenia na ziemiach okupowanych zajmują dalekie miejsce w relacjach izraelskich mediów, są daleko w tyle za konfliktem wewnątrz Izraela na tle reformy systemu sprawiedliwości wcielanej w życie przez obecny rząd premiera Beniamina Netanjahu.
Czytaj więcej
Po objęciu władzy przez ultraprawicowy rząd Beniamina Netanjahu coraz mniejsze są szanse na porozumienie izraelsko-palestyńskie.
Nikt w Izraelu nie bawi się także w analizy przyczynowo-skutkowe i tym, że kilka dni przed aktami odwetu osadników w Huwarze, będącymi odpowiedzią na zabójstwo dwóch osadników, miał miejsce rajd izraelskiej armii w Nablusie. W ulicznej strzelaninie zginęło 11 osób, a ponad 100 zostało rannych. Przed Nablusem zaś, w styczniu tego roku, był jeszcze Dżenin i dziewięć palestyńskich ofiar izraelskiego ataku. To codzienność na ziemiach okupowanych.