[b]Rz: Francuski rząd chce, by elitarne szkoły wyższe przyjmowały 30 procent studentów korzystających ze stypendiów. Dyrektorzy szkół odmówili. Czy słusznie?[/b]
[b]Olivier Vial:[/b] Tak. Dyskryminacja pozytywna na ogół ma skutki odwrotne do zamierzonych. Można nawet powiedzieć, że dyskryminacja pozytywna stosowana w chwili rozpoczynania zajęć na uczelni staje się dyskryminacją negatywną po jej ukończeniu. Wskazują na to choćby doświadczenia absolwentów słynnej paryskiej Szkoły Nauk Politycznych (Sciences-Po) która cztery lata temu wprowadziła specjalną ścieżkę rekrutacji dla dzieci z przedmieść. Zamiast zdawać egzamin jak wszyscy, dzieciaki te były przyjmowane dlatego, że są biedne i dyskryminowane. Sęk w tym, że gdy zgłaszają się potem z dyplomem w ręku do pracodawców, odsyłane są z kwitkiem, bo pracodawcy dobrze wiedzą, w jaki sposób zdobyły wykształcenie. Podobna sytuacja powstała w USA w następstwie pozytywnej dyskryminacji osób czarnoskórych. Pracodawcy dobrze wiedzieli, że połowa czarnych zgłaszających się do nich z dyplomem Harvardu w ręce dostała się na studia z powodu koloru skóry, a nie zdolności. Uważam, że obecny system egzaminów, dający dostęp do elitarnych szkół najbardziej zdolnym i wykształconym, to najlepsze rozwiązanie.
[b]Stypendyści we Francji to jednak na ogół mieszkańcy przedmieść wywodzący się z imigracji. Licea, do których trafili, nie są w stanie zapewnić im takiego poziomu edukacji, który pozwoliłby im sprostać konkursom...[/b]
Zgadza się, to olbrzymi problem. Jego rozwiązaniem nie jest jednak dyskryminacja pozytywna. Żeby się dostać na jedną z elitarnych uczelni, trzeba po maturze uczęszczać do specjalnych szkół przygotowawczych. To szkoły prywatne, bardzo drogie, przygotowujące do egzaminów. Dzieciom z przedmieść można by pomóc, fundując im stypendia do tych szkół. Nie może być tak, że jedni uczą się miesiącami, by zdać bardzo trudny egzamin, a drudzy dostają się na uczelnie tylko dlatego, że są biedni lub mają właściwe pochodzenie.
[b]Dyrektorzy szkół argumentują, że zbyt duża liczba stypendystów obniżyłaby poziom uczelni. Czy to nie przesada? [/b]