[b]RZ: Nie zaszczepiliście syna?[/b]Bartosz: Po porodzie w szpitalu nie mieliśmy jeszcze takiej wiedzy, jak to się odbywa, więc syn został tam zaszczepiony. Potem daliśmy się przekonać lekarce w przychodni, by podać drugą dawkę po sześciu tygodniach od urodzenia. Od tego czasu już go nie szczepimy.
[b]Co was do tego ostatecznie przekonało?[/b]
Zdania wśród naukowców są podzielone. Więc chcę podkreślić, że mam w sobie jakąś niepewność związaną z tym wyborem. Weźmy sprawę rtęci zawartej w szczepionkach. Pytanie, czy jest wydalana, jest trudne do rozstrzygnięcia zarówno przez zwolenników szczepień, jak i przeciwników. Jest też założenie, że jeśli szczepionki działają, to zniknęły choroby, np. gruźlica. Ale część naukowców uważa, że wpływ na to miały nie szczepienia, lecz poprawa stylu życia, m.in. higieny.
[b]Nie ma pan pewności. Nie obawia się pan zatem ryzyka, narażenia syna na choroby?[/b]
Wyobrażam sobie, jak za dziesięć lat spojrzę w oczy synowi. Czy będę miał większe poczucie winy, gdy będzie miał poważne powikłania neurologiczne, jeśli oczywiście ta groźba jest realna, czy dlatego, że przez brak szczepień przeszedł różyczkę? Uważam też, że należy zaszczepić dziecko przeciw tężcowi. Ale nie ma pojedynczej szczepionki.