Nieznośna poprawność

Szwedzi tak bardzo chcą żyć w idealnym państwie, że sami narzucają sobie reguły powodujące nieraz więcej szkód niż korzyści

Publikacja: 21.07.2012 01:01

Według panującej w Szwecji zasady negatywne emocje nie powinny być ujawniane publicznie

Według panującej w Szwecji zasady negatywne emocje nie powinny być ujawniane publicznie

Foto: copyright PhotoXpress.com

Tekst z archiwum tygodnika Uważam Rze

W parodii lekcji języka szwedzkiego dla imigrantów, pokazywanej w popularnym telewizyjnym programie rozrywkowym, nauczycielka zabiera dorosłych uczniów z różnych stron świata do supermarketu, aby pokazać, jak należy zachowywać się w Szwecji. Grupa stoi w długiej kolejce do kasy, kiedy nagle jedna Szwedka wyprzedza wszystkich, pokazując, że ma do kupienia tylko dwa produkty. Oburzeni imigranci chcą protestować, jednak nauczycielka wyraźnie tego zakazuje, prosi o milczenie. Następnie każe czekać, aż owa kobieta zapłaci i odejdzie, dopiero wówczas pozwala narzekać i przeklinać pod jej adresem...

Ta historyjka to kwintesencja zachowania Szwedów. Według panującej w Szwecji zasady negatywne emocje, dla dobrego współżycia społecznego, nie powinny być ujawniane publicznie. W pierwszym momencie można pomyśleć, że to raj, są jednak całkiem poważne sytuacje, w których powstrzymanie się od sprzeciwu może prowadzić do tragedii. Ilustruje to przypadek ciężarnej zasymilowanej imigrantki, która mając bóle porodowe, postanowiła pojechać do szpitala w Sztokholmie. Najpierw musiała zgłosić się telefonicznie (taki system obowiązuje również w każdej przychodni), ale obsługująca infolinię pielęgniarka, wypytując o szczegóły, stwierdziła, że to jeszcze za wcześnie na poród i poradziła zostać w domu. Po kilku próbach kobieta sama pojechała do szpitala, nalegając, by odebrano poród. Niestety lekarze zainteresowali się rodzącą zbyt późno. W wyniku komplikacji kobieta zmarła, dziecko jednak udało się uratować. Kontrola wykazała, że pacjentka za słabo naciskała na personel, który nie mógł, jak tłumaczono, prawidłowo oszacować sytuacji. Imigrantka, która we własnym kraju nie szczędziłaby emocji, w Szwecji po prostu chciała przystosować się do panujących tu obyczajów. Dla władz szpitala najważniejsze było jednak, że nie zostały przekroczone obowiązujące procedury.

Przestrzeganie zasad to dla Szwedów priorytet. Jeśli uznać, że są one idealne, to kierujący się nimi człowiek może czuć się zwolniony z myślenia i odpowiedzialności.

Idąc tym tropem, można zrozumieć, dlaczego zgodnie z prawem usypianych jest na szwedzkiej granicy około 400 zwierząt rocznie. To głównie psy i koty, które nie mają aktualnych badań. Przemycane czy mające kochających właścicieli, chore czy zdrowe – wszystkie zwierzęta bez paszportów traktowane są w ten sam sposób. Nie ma procedur pozwalających na powrót do Polski, jest zaś przekonanie, że trzeba chronić Szwecję przed wścieklizną i tasiemcem. Za wszelką cenę, nawet płaczących na terminalu promowym dzieci.

Rutyna formularzy

„Procedura” to słowo klucz często używane przez Szwedów. Drugim podobnym i równie popularnym jest „rutyna”. O ile w Polsce wyraz ten ma raczej znaczenie pejoratywne, jak podaje „Słownik Języka Polskiego” PWN oznacza „wykonywanie jakichś czynności według utartych schematów”, o tyle w Szwecji rutyna uznawana jest bardziej za coś pozytywnego, oznacza perfekcyjne działanie wynikające z doświadczenia.

Szwedzi wierzą, że dzięki narzuceniu sobie norm społecznych oraz doskonałym regulacjom prawnym można stworzyć idealne państwo. I oni ten kraj kochają, ufają mu, bez względu na to, kto nim rządzi. Chętnie płacą podatki, gdyż wierzą, że te pieniądze później do nich wrócą.

Kontakt z państwem odbywa się poprzez tysiące sformalizowanych kwestionariuszy, które do wypełnienia podsuwają petentom liczne urzędy. Teraz na szczęście można je znaleźć również w Internecie. W tych formularzach nie ma miejsca na nieprzewidziany przypadek, w kłopocie jest więc ten, kogo sytuacja nie mieści się w wymienionych podpunktach. Wówczas pozostaje tylko bezosobowa infolinia, nie ma natomiast szans na osobistą wizytę u urzędnika.

W Szwecji zgodnie z polityką zrównoważonego rozwoju regionów instytucje mają oddziały oddzielone od siebie o tysiące kilometrów. Wszystko po to, aby mieszkańcy słabszych ekonomicznie województw mieli pracę w dotowanej przez państwo strefie publicznej. Przez to mieszkaniec Sztokholmu w jednej sprawie koresponduje z Urzędem Skarbowym w Umea na północy Szwecji, w innej z tą samą instytucją w Visby na Gotlandii pośrodku Morza Bałtyckiego.

Sztokholmska prokuratura ds. współpracy międzynarodowej ma adres pocztowy w stolicy, natomiast fizycznie mieści się w oddalonym o prawie 200 km Linköpingu. Czasami aż trudno zorientować się, gdzie aktualnie jest rozpatrywana sprawa.

W razie kłopotów uparty petent w Polsce jest w stanie pokonać setki kilometrów, aby przekonać kierownika czy nawet dyrektora do swojej racji. Szwed wie, że to nie ma sensu. Każde zbyt emocjonalne zachowanie w miejscu publicznym, przekraczające wspomnianą wcześniej rutynę, mogłoby spowodować, że urzędnik naciśnie czerwony guzik. Za chwilę pojawi się ochrona, policja lub karetka pogotowia, która odwiezie awanturnika do pogotowia psychiatrycznego. Przy tym wszystkie reguły zostaną zachowane, a urzędnik będzie do końca uprzejmy.

Skarga koniecznie z datą

Tak samo profesjonalni byli Szwedzi, kiedy Polska w 2004 r. wstąpiła do Unii Europejskiej, a Szwecja otworzyła swój rynek. Nagle Polacy przestali potrzebować pozwolenia na pracę, ale w wielu instytucjach, w tym bankach, nawet po kilku latach wciąż tego dokumentu wymagano. Tłumaczenie było proste – powoływano się na procedurę, której dokładnie przestrzega pracownik. Z uśmiechem informowano, że trzeba czekać na zmianę wewnętrznych przepisów. Nie wszyscy Polacy potrafili zrozumieć takie podejście. Nawet podarowanie czekolady mogłoby zostać uznane za próbę korupcji i byłoby surowo ukarane.

W Szwecji niemal wszystkie spory i problemy rozwiązuje się więc w inny, bardziej sformalizowany sposób. Służą do tego instancje odwoławcze, często są to różnego rodzaju komisje rozpatrujące zażalenia. Jeśli tym razem nie wystąpi problem zamkniętego formularza, jest szansa na przedstawienie swojej skargi. Nie bez przyczyny Szwecja jest ojczyzną ombudsmanów, czyli rzeczników, którzy reagują w imieniu pokrzywdzonych obywateli.

Oprócz państwowych ombudsmanów m.in. ds. dyskryminacji ze względu na niepełnosprawność, orientację seksualną czy religię są także rzecznicy działający przy organizacjach społecznych lub zawodowych. Wszyscy oni mają pomagać, ale też wyciszać zbędne emocje. W wielu przypadkach skarżący wnoszą absurdalne sprawy, które wynikają z ich indywidualnego poczucia krzywdy, a nie realnej niesprawiedliwości.

Na poziomie życia codziennego Szwedzi starają się za wszelką cenę unikać konfliktów. Bojąc się konfrontacji, rezygnują ze zbędnego kontaktu społecznego. Nie bez powodu w budynkach mieszkalnych lub firmach można znaleźć skrzynki na skargi i uwagi do zarządcy. W innych miejscach ludzie przyklejają karteczki z pretensjami adresowane do sąsiadów lub współpracowników. Koniecznie należy napisać datę, ponieważ przedstawiona sprawa szybko może okazać się nieaktualna.

Kontrola to klucz do sukcesu

Inna społeczna prawidłowość to kolejki, w których w Szwecji właściwie stoi się wszędzie – nawet na przystanku, czekając na autobus, aby potem wejść we właściwej kolejności. Tu każdy zna swoje miejsce. Niepełnosprawni i rodzice z dziećmi przygotowują się do wejścia przez środkowe drzwi, pozostali wybierają te od strony kierowcy. Nie ma mowy o dobiegnięciu w ostatniej chwili, szofer w poczuciu szacunku dla czasu pozostałych pasażerów przeważnie nie zareaguje.

Podobnie na wyjątek od reguły nie ma co liczyć w banku, aptece, na poczcie, w małym sklepie z alkoholem, cukierni czy stoisku z wędliną – wszędzie tam obowiązują numerki. Kto pierwszy, ten lepszy. Jeśli elektroniczny system sterowania kolejką zepsuje się, przyzwyczajeni do cyferek Szwedzi nie potrafią się odnaleźć. Polacy przeciwnie, na ogół mają problem z dostosowaniem się do narzuconych reguł. Zwłaszcza kiedy są one mało czytelne.

„Z kolejki” wciąż w Szwecji można otrzymać mieszkanie od gminy lub spółdzielni. W praktyce jednak w dużych miastach system ten już nie działa. W Sztokholmie na lokum w lepszej dzielnicy i tak czeka się latami. Przy okazji trzeba spełnić warunki, nie tylko dotyczące dochodów, ale na przykład wieku, wielkości rodziny itd. Ten regulowany system odbija się negatywnie na sytuacji tych, którzy z różnych powodów nie mogą załapać się na mieszkanie od gminy, a nie stać ich na zakup własnego lokum. Oni muszą wynajmować mieszkania na niedużym i drogim komercyjnym rynku.

Szwedzi uważają, że mimo wszystko polityka mieszkaniowa zdaje egzamin, choć oczywiście również narzekają. Wolą stać w kolejce, byle było sprawiedliwie dla wszystkich.

Sukces Szwecji nie byłby możliwy, gdyby nie wszechobecna społeczna kontrola. Pokazuje to przykład dwóch nastolatek, które wsiadły do tramwaju w Sztokholmie z fałszywym biletem SMS-owym. Kiedy po zwróceniu im uwagi przez motorniczego nie chciały zakupić biletu ani zrezygnować z podróży, ten powiedział przez mikrofon, że dopóki nie wyjdą, dopóty nie pojedzie dalej.

Na cenzurowanym są klienci państwowej sieci sklepów z alkoholem Systembolaget. Kupujący tam otrzymują charakterystyczne torby foliowe w wyrazistych kolorach. Takie reklamówki mają za zadanie informować o jej zawartości i niegdyś mogły być powodem wstydu. Dziś to raczej państwo dba o trzeźwość obywateli m.in. poprzez ograniczony dostęp do alkoholu oraz wysokie ceny.

Zmarły poczeka

W życiu zdarzają się sytuacje nieprzewidywalne, np. śmierć bliskiej osoby. Wówczas Szwedzi, którzy mają już zaplanowaną konferencję lub zagraniczny urlop, maksymalnie przesuwają termin pogrzebu. Jak wynika ze statystyk, ciało zmarłego w regionie sztokholmskim czeka na pochówek średnio aż miesiąc. Podobno to niechlubny rekord świata.

Tekst z archiwum tygodnika Uważam Rze

W parodii lekcji języka szwedzkiego dla imigrantów, pokazywanej w popularnym telewizyjnym programie rozrywkowym, nauczycielka zabiera dorosłych uczniów z różnych stron świata do supermarketu, aby pokazać, jak należy zachowywać się w Szwecji. Grupa stoi w długiej kolejce do kasy, kiedy nagle jedna Szwedka wyprzedza wszystkich, pokazując, że ma do kupienia tylko dwa produkty. Oburzeni imigranci chcą protestować, jednak nauczycielka wyraźnie tego zakazuje, prosi o milczenie. Następnie każe czekać, aż owa kobieta zapłaci i odejdzie, dopiero wówczas pozwala narzekać i przeklinać pod jej adresem...

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Społeczeństwo
Nowa Zelandia będzie uznawać tylko płeć biologiczną? Jest projekt ustawy
Społeczeństwo
Haiti chce od Francji zwrotu „okupu” sprzed ponad 200 lat. Chodzi o miliardy
Społeczeństwo
Przełom w walce z cukrzycą? Firma farmaceutyczna ogłosiła wyniki badań klinicznych
Społeczeństwo
Holandia chce deportować do Armenii 12-latka, który nigdy nie widział Armenii
Społeczeństwo
Kultura i imperializm. Rosyjscy twórcy wciąż mają dużo odbiorców w Ukrainie