W Polsce istnieje 314 powiatów ziemskich. W wielu wypadkach wydaje się, że powstały tylko po to, aby obsługiwać 40–50-tysięczne miasta, które mocą ustawy o samorządzie powiatowym zostały pozbawione autonomicznego działania w niektórych dziedzinach na własnym terytorium, w przeciwieństwie np. do miast grodzkich.
Niejasna sytuacja decyzyjna
Zdaniem burmistrzów to uzależnienie niektórych zadań od powiatów ziemskich nie sprzyja rozwojowi miast. Ingerują one bowiem w ich władztwo. I wymieniają przykłady: za utrzymanie ulic w mieście odpowiadają różne jednostki – rządowe i samorządowe: miasto, powiat i województwo. Ale za zarząd ruchem na ulicach gminnych – już tylko jednostki rządowa oraz powiatowa i wojewódzka.
Organ wykonawczy w mieście niebędącym na prawach powiatu nie ma prawa decydować o tym, czy na ulicy miejskiej ma być ustawiony znak zakazu ruchu pojazdów lub ograniczenie prędkości. O tym decyduje starosta. Podobnie jest w wypadku pozwolenia na budowę i zasobu geodezyjnego, podczas gdy studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego oraz miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego uchwalają radni gminy.
Niektóre kompetencje się nakładają, np. dotyczące tworzenia izb wytrzeźwień. A w wypadku powiatowych centrów pomocy rodzinie, gminnych ośrodków pomocy społecznej oraz domów kultury są zbliżone.
Burmistrzowie buntują się przeciwko tym sztucznym rozwiązaniom, ale nie mają możliwości prawnych, aby starać się o zmianę statusu ich miast na status miasta grodzkiego. Udało się to jedynie Wałbrzychowi, ale tylko dlatego, że miastu w swoim czasie odebrano te uprawnienia i dwa lata temu je przywrócono.