Jak działa sezon ogórkowy w sztuce? W Polsce polega zwykle na otwieraniu ostatnich wystaw w czerwcu i przeczekiwaniu do jesieni, kiedy drużyny instytucjonalne wrócą z wczasów pod gruszą. Sztuka tymczasem przenosi się w plener i na letnie festiwale. Prawdziwe wystawowe ogórki jeszcze u nas nie obradzają. Rzadkim okazem dobrego krajowego warzywa tego gatunku jest wystawa Marka Rothki w Muzeum Narodowym w Warszawie – jest wielkie nazwisko, masywna promocja, wystawowa oprawa i oczekiwanie na tłumy. W roli mniejszego ogórka odnajduje się z kolei wystawa Konrada Smoleńskiego „S.T.R.H." w gdańskim CSW Łaźnia. Artysta reprezentuje w tym roku Polskę na Biennale w Wenecji; kto nie pojechał do Włoch, może zobaczyć, jak działa ten elegancki i zarazem brutalny artysta w kraju, i do tego nad morzem.
Kultura ogórkowa jest jeszcze u nas w powijakach. Tymczasem międzynarodowe muzea i centra sztuki w czasie ogórkowym odpalają projekty, które są wystawowymi odpowiednikami wakacyjnych hitów filmowych. Ciężkie armaty poważnego artystycznego kalibru chowa się na nowy sezon. Wakacyjny arsenał to przyjemne wystawy-spektakle, obliczone na domagających się rozrywki turystów. Klasycznym ogórem, mocno ukiszonym we własnym sosie, są na przykład letnie wystawy impresjonistów – to stary lep, ale publiczność łapie się na niego niezawodnie. W tym sezonie wystawy o impresjonistach można więc zobaczyć między innymi w Chicago, w San Francisco (ze szczególnym uwzględnieniem tematu wody) i w Paryżu (z naciskiem na impresjonizm we Włoszech). Równie dobrym materiałem na ogóra są powszechnie kochani mistrzowie modernizmu, tacy na przykład jak Chagall (tego lata można go zobaczyć m.in. w Liverpoolu oraz w Dallas). Na wakacyjnej glebie obok tego rodzaju mdłych korniszonów potrafią wyrosnąć jednak również okazy lekkie i przyjemne, a przy tym dorodne i ciekawe w smaku. Niektóre z nich przedstawiamy poniżej.
Nowy Jork: ogórek świecący
Na czym polega rewelacja sztuki Jamesa Turrella, zrozumie tylko ktoś, kto widział ją kiedyś na żywo. Amerykański artysta rzeźbi w materii światła. Potrafi stworzyć za jego pomocą nieskończone przestrzenie, umie uwidocznić pustkę, jest także zdolny sprawić, aby światło stało się niemal dotykalne. Jeżeli wśród współczesnych gwiazd sztuki istnieje twórca zdolny wywoływać religijne, ba, mistyczne emocje bez użycia jakichkolwiek symboli i znaczeń, to jest nim Turrell. Na co dzień ten siwobrody mistrz siedzi w Arizonie, gdzie od ponad 30 lat przerabia liczący sobie 400 tys. lat i mierzący prawie 5 kilometrów średnicy krater na swoje opus magnum – naturalne obserwatorium nieba, amfiteatr do podziwiania spektaklu natury. Od czasu do czasu rzeźbiarz odrywa się jednak od tej tytanicznej roboty i pokazuje „zwykłą" wystawę. Najnowszą stworzył w nowojorskim Guggenheimie. Przygotowania zajęły dwa lata pracy artysty, który stał na czele zespołu techników i naukowców. Wraz z nimi Turrell zmienił ikoniczny gmach muzeum w gigantyczny instrument świetlny; kiedy artysta na nim „gra", publiczność milknie; piękno zamyka jej usta.
James Turrell, Guggenheim, Nowy Jork, do 25.09, www.guggenheim.org