Co to jest Warsaw Gallery Weekend? – To, co robimy, to ulepszona Noc Muzeów. Na ten szczególny weekend galerie zajmujące się sztuką najnowszą otwierają specjalnie przygotowane wystawy i zapraszają do podróży artystycznej po mieście. WGW to także sojusz stołecznych galerii. W zeszłym roku było ich 17. W tym jest już 21 – wyjaśnia Łukasz Gorczyca z Rastra, jeden z głównych strategów imprezy.
Tekst pochodzi z tygodnika "Przekrój"
„Ulepszona" Noc Muzeów tym różni się od tej zwykłej, że nie chodzi w niej o muzea – i niekoniecznie chodzi o noc. Noc Muzeów to święto masowej publiczności, a głównymi graczami są duże publiczne instytucje przyciągające wieczorem tłumy. Warsaw Gallery Weekend również z szeroko otwartymi ramionami wita publikę, ale to przede wszystkim święto galerii. Te zaś nie żyją z tego, że ludzie w nich bywają, zwłaszcza że żadna z nich i tak nie biletuje wstępu. Galerie żyją ze sprzedaży prac i pragną świąteczną atmosferę galeryjnego weekendu przekuć w zachętę do kupowania i kolekcjonowania. Tłumy tworzą klimat, ale kolekcjonerzy do tego tłumu nie należą; sztukę kupuje elita. Na razie dynamika rozwoju sceny galeryjnej wyprzedza o krok tempo rozwoju sceny kolekcjonerskiej. WGW działa jednak w myśl zasady: jest podaż, więc pojawi się popyt. Optymizm organizatorów galeryjnego weekendu nie jest bezpodstawny. Panuje kryzys, a więc czas, w którym bogatsi stają się coraz bogatsi, a biedniejsi coraz głębiej osuwają się w ubóstwo. Paradoksalnie taki bieg wypadków sprzyja rozwojowi rynku sztuki, który z zasady jest antyegalitarny i zarabia na garstce uprzywilejowanych, którzy chcą się wyróżnić.
Warsaw Gallery Weekend jest wzorowany na evencie z Berlina, który jest nie tylko stolicą Republiki Federalnej, lecz także stolicą niemieckich galerii; działa ich tam ponad 500. Warszawa chce być drugim Berlinem, a galeryjne środowisko ze stolicy ma światowe ambicje. W Polsce, która z PRL wyszła bez rynku sztuki, karty w tej dziedzinie rozdawały dotąd instytucje publiczne, ale światowe tendencje są inne. Muzea są ściśle powiązane z rynkiem, a na końcu zawsze rządzi ten, kto ma pieniądze – dlatego w składzie globalnej grupy trzymającej władzę w art worldzie jest tak wielu marszandów, galerzystów i kolekcjonerów. Warszawskie galerie wielkich pieniędzy (jeszcze) nie mają: większość z nich to małe organizacje, wprawiane w ruch determinacją, zapałem, odwagą i poświęceniem galerzystów. Symboliczny kapitał zgromadzony przez sojusz tworzący WGW jest już jednak znaczny. W czasie imprezy galerie pokazują, co mają najciekawszego, ale WGW to nie tylko wystawy, lecz również dyskusje, projekcje filmów, performance'y, brancze, lancze, kolacje, bankiety i potańcówki. W tym roku po raz pierwszy na tak dużą skalę we współtworzeniu programu towarzyszącego uczestniczą instytucje publiczne. Warsaw Gallery Weekend ma seksowny wizerunek i przedstawia się jako przyszłość sceny artystycznej. Państwowe muzea i galerie nie są odporne na ten młody rynkowy seksapil – i pragną być częścią przyszłości, która rodzi się na naszych oczach.
21 galerii to dużo jak na Warszawę, która 10 lat temu była galeryjną pustynią. Oczywiście tak naprawdę galerii jest w mieście nawet więcej, ale Warsaw Gallery Weekend to klub, do którego nie każdy ma wstęp. O tym także jest ta impreza: WGW pokazuje, kto jest in, a kto jest out. Uczestnictwo w weekendzie jest swego rodzaju certyfikatem przynależności do grona graczy, którzy mają ambicję grać w nowoczesnym, poważnym, światowym stylu.