Naprawdę nazywał się Herbert Lawrence Block (1909 – 2001), ale wszyscy znają go pod pseudonimem, który wymyślił dlań jego ojciec, czyli jako Herblocka. Był jednym z najbardziej znanych rysowników w historii amerykańskiego komiksu satyrycznego. Nie reprezentował rządzących tylko rządzonych.
Trzykrotnie doceniono go Nagrodą Pulitzera. Przez 55 lat jego rysunki, ukazujące się codziennie w „Washington Post", komentowały nastroje społeczne, niejeden zepsuł śniadanie w Białym Domu. Wiedział, jak zgubny wpływ na politykę mają pieniądze. Chciał, by obywatele byli dobrze poinformowani.
Mówił, co myślał. Nie bał się nikogo i to zapewniło mu nie tylko sukces, ale i szacunek. Kierował się swoim sumieniem. Obnażał kłamstwa.
– Rysunki są zwykle ostrzem krytyki – mawiał Herblock. – Polityczny komiks nie przekazuje wiadomości – wyraża opinię redakcji i moją własną. Jest sposobem na wypunktowanie śmieszności i odsłonięcie prawdy. Przypomina służbom publicznym, że mają służyć publice.
Szczęśliwcy, z którymi pracował, opowiadają, jak zapraszał wybranych do swojego gabinetu, by pokazać kilka szkiców i zapytać o opinię na ich temat. – To wizjoner, jego rysunki były tak celne, że nieraz aż przedwczesne – pamięta jeden ze współpracowników.