Europa może uzależnić się od rosyjskich nawozów jak wcześniej od gazu z Rosji
To nie tylko problem Polski, ale też trend europejski, przed którym ostrzegają branżowe media i związki – rosnąca zależność Unii Europejskiej od rosyjskich nawozów stanowi poważne zagrożenie dla jej sektora rolnego i bezpieczeństwa żywnościowego, odzwierciedla wręcz jej wcześniejszą zależność od rosyjskiego gazu ziemnego. I budzi obawy o potencjalne słabości geopolityczne.
– Zależność ta może prowadzić do zakłóceń w dostawach, ponieważ Rosja rozważała wcześniej ograniczenie eksportu kluczowych towarów do „nieprzyjaznych krajów” – ostrzega związek Fertilizers Europe w swojej publikacji w serwisie Linkedin.
Marcin Dusiło, koordynator projektu transformacji przemysłu w Forum Energii, wyjaśnia, w czym problem: import gazu ziemnego z Rosji zakończył się oficjalnie w maju 2022 r., nadal jednak sprowadzamy produkty, do których stworzenia ten gaz jest niezbędny, a które potrafimy wyprodukować u siebie. Dusiło szacuje, że w 2024 r. ów pośredni import gazu ziemnego z Rosji i Białorusi wyniesie ponad 0,5 mld m sześc., dwukrotnie więcej niż w 2017 r. To tyle, ile w ciągu kwartału zużywa Grupa Azoty, największy krajowy producent nawozów azotowych.
Jaki to ma efekt na polski biznes? Nie najlepszy. – Wystarczy napisać, że jeszcze w 2021 r. Polska była największym producentem nawozów azotowych w UE, ale nie ma pewności, czy niebawem się to nie zmieni – pisze Marcin Dusiło z Forum Energii.
Polska firma zwraca uwagę na nierówną konkurencję. – Stale rosnący import z Rosji i Białorusi powoduje, że realne jest uzależnienie Unii Europejskiej od nawozów z tych kierunków – odpowiedziała na pytania „Rzeczpospolitej” Grupa Azoty. – Już teraz obserwujemy szereg praktyk rynkowych, gdzie ceny importowanych nawozów są celowo zaniżane, aby istotnie osłabić rynek, a w konsekwencji pozycję producentów działających na terenie UE – podkreśla spółka i wyjaśnia, że nawozy z Rosji i Białorusi produkowane są przy dużo niższych kosztach gazu. A, co istotne, nie są obciążone opłatami za emisję CO2 wynikającymi z systemu ETS, który obowiązuje w Unii Europejskiej.
Szymon Domagalski, radca ds. regulacji w Polskiej Izbie Przemysłu Chemicznego, ostrzegł w wywiadzie dla „Wieści Rolniczych”, że gdy tylko Rosja pozbędzie się rywali, ceny nawozów pójdą w górę. – Interes polskiego rolnika i interesy polskich firm nawozowych są w tym zakresie jak najbardziej zbieżne. Szansa, że w przypadku upadku polskiego sektora nawozowego ceny nawozów ze Wschodu utrzymają się na obecnym poziomie, jest bliska zeru – mówił Domagalski. I podkreślał, że cały ten proceder trwa w czasie wojny wywołanej przez Rosję, gdy handel z nią jest objęty sankcjami, a biznes międzynarodowy (choć nie cały) wynosi się z kraju agresora. Po napaści Rosji na Ukrainę obawiano się o wpływ konfliktu na globalne rynki żywnościowe, dlatego sankcje nie objęły importu żywności i nawozów, a skutki tego są takie, że zboże dumpingowymi cenami zakłóca konkurencję w Europie, a import nawozów bije rekordy. Pierwsze dostrzegają te nieprawidłowości sąsiedzi Rosji, dlatego ponownie, to właśnie kraje nadbałtyckie, wraz z Polską, zaapelowały o obronę rynku europejskiego przed rosyjską grą.