Niemcy na czele UE: Nowe akcenty starej polityki Berlina

Niemiecki ekspert o zaczynającym się przewodnictwie Niemiec w UE.

Aktualizacja: 01.07.2020 10:40 Publikacja: 30.06.2020 18:48

Niemcy na czele UE: Nowe akcenty starej polityki Berlina

Foto: materiały prasowe

Jak czytać słowa Angeli Merkel: „Co jest dobre dla Europy, było i jest dobre dla nas”? Co jest dzisiaj dobre zarówno dla Niemiec, jak i dla Europy?

To co do tej pory. Niemcy jako kraj silny gospodarczo, ale i politycznie, i mocno związany z swymi partnerami z UE są żywotnie zainteresowane w utrzymaniu stabilności wspólnoty. Pani kanclerz podkreśla więc, jak ściśle los Niemiec jest zależny od dobrej kondycji UE. Niemcy są świadome, że są „krajem systemowym”, bez którego skuteczna pomoc nie będzie możliwa. To wyjaśnia także, dlaczego Niemcy w tak szybkim tempie i dla wielu nieoczekiwanie gotowe są wraz z Francją do okazania solidarności finansowej w czasie kryzysu.

Rzeczą zaskakującą jest zgoda Niemiec na udzielenie pomocy finansowej państwom mającym problemy bez warunków wstępnych, wręcz jako bezzwrotnych dotacji. Czy oznacza to kardynalną zmianę niemieckiej polityki, coś na kształt nowej solidarności?

Odmowa solidarności w tej sprawie byłaby obarczona zbyt dużym ryzykiem. Sam zakres i rodzaj obecnego programu pomocy finansowej są wprawdzie rzeczą nową, ale nie jest to zasadnicza zmiana polityki. To nowa forma działania zaprezentowanego już w czasie kryzysu finansowego sprzed kilkunastu lat. Nadal istnieją czerwone, nieprzekraczalne dla Niemiec linie. Dawnej warunkiem pomocy były programy oszczędnościowe wdrażane przez beneficjentów, obecnie jest to brak zgody Berlina na emisję euroobligacji, czyli uwspólnotowienie długów publicznych państw członkowskich. W rzeczy samej Berlin podobnie jak w przeszłości działa elastycznie i akceptuje rozwiązania niemające wiele wspólnego z przypisywanym Niemcom ordoliberalizmem.

Czego Niemcy oczekują w zamian za nową odsłonę solidarności finansowej? Być może przyśpieszenia tempa integracji Unii Europejskiej, np. wspólnego budżetu czy koordynacji polityk podatkowych?

Nie podejrzewam, aby za zasadniczym motywem nowej solidarności finansowej kryła się formuła „coś za coś”. Na pierwszym planie jest dążenie do stabilizacji. Nie ulega jednak wątpliwości, że w myśleniu niektórych niemieckich polityków ważną rolę odegrał tzw. czynnik hamiltonowski. Chodziłoby więc o wywołanie pewnych impulsów finansowych i podatkowych prowadzących do pogłębienia integracji UE, tak jak we wczesnym okresie historii USA.

Można odnieść wrażenie, że Berlin może się w każdej chwili wycofać z nowej solidarności, zasłaniając się niedawnym wyrokiem Federalnego Trybunału Konstytucyjnego mającego zastrzeżenie do polityki EBC nabywania obligacji jako częściowo sprzecznej z konstytucją RFN.

Federalny Trybunał Konstytucyjny wydał swego rodzaju ostrzeżenie, ale nie zamyka ono dalszego udziału Bundesbanku w programie zakupowym obligacji państwowych przez Europejski Bank Centralny. Z drugiej strony może być wykorzystane w przyszłości jako instrument zapobiegający uwspólnotowieniu ryzyk finansowych w skali UE. Nie ma jednak mowy o odwrocie Niemiec od polityki solidarności finansowej w obecnej sytuacji kryzysowej będącej skutkiem pandemii. Oznaczałoby to zakwestionowanie całego planu rewitalizacji gospodarczej UE.

Jakie impulsy popłyną z Berlina do Brukseli w tak ważnych dla Polski sprawach jak praworządność? Czy kanclerz Merkel jest za uzależnieniem transferu środków UE od stanu praworządności czy innych czynników?

Niemcy opowiadają się za stworzeniem mechanizmu rzetelnej weryfikacji gwarantującego równość w ocenie stanu praworządności w poszczególnych państwach i nie czynią tajemnicy z tego, że są za wprowadzeniem nowych instrumentów wspierających praworządność. Jednym z takich narzędzi jest uzależnienie wypłat środków UE od stanu praworządności. Wynika to z troski Niemiec o utrzymanie podstawowych zasad i wartości, do których należą funkcjonujące systemy prawne. Na pewno fakt, że Niemcy wnoszą znaczący wkład do budżetu UE oraz do nowego funduszu odbudowy, wzmacnia tę wrażliwość. Jakie to będzie miało konsekwencje np. dla Polski, zależy też od tego, ile autonomii będzie miała Komisja przy podejmowaniu decyzji o zamrożeniu funduszy i jaka będzie rola państw członkowskich przy podejmowaniu decyzji, co zależy z kolei od procedury ich potwierdzenia czy odrzucenia.

W jaki sposób na przywództwie Niemiec odbije się pogłębiająca się konfrontacja między Berlinem a Waszyngtonem?

Jeszcze dziesięć lat temu pogorszenie relacji z USA byłoby postrzegane jako osłabienie znaczenia Niemiec w UE. Dzisiaj nie jest to tak oczywiste, mimo że stosunki z USA nie umacniają pozycji Niemiec w Europie. Problemy w relacjach ze Stanami w pewnym sensie skłaniają Niemcy do wzmacniania zdolności do działania UE w przestrzeni międzynarodowej i promowania „strategicznej autonomii” Unii. Można by zaryzykować tezę, że obecnie nie silne więzi z USA umacniają wpływy Niemiec w Europie, ale odwrotnie, silna pozycja w silnej Europie mogłaby wzmocnić pozycję Berlina wobec Waszyngtonu. Na to jednak nie wygląda, biorąc pod uwagę sytuację w UE. Najważniejsze obecnie zadanie to utrzymywanie i remontowanie mostów przez Atlantyk, a nie ich demontaż.

Obecne przywództwo Niemiec w Unii będzie ostatnim dla kończącej w przyszłym roku karierę polityczną Angeli Merkel. Czy ten fakt może ją skłonić do bardziej zdecydowanych działań w UE, np. wobec Rosji i nasilających się wrogich działań Moskwy nie tylko wobec Unii, ale i samych Niemiec, jak morderstwo Czeczena, obywatela Gruzji, w Berlinie czy nasilenie działań propagandowych w mediach elektronicznych?

Zakładam, że tutaj dominującym motywem będzie ciągłość linii politycznej. Niemcy zasygnalizują zapewne, że nie akceptują stosowanych przez Rosję środków dezinformacji i prób destabilizacji. Równocześnie podtrzymywany będzie dialog i ograniczona współpraca z Rosją. Nie będzie przy tym żadnego narzucania twardej polityki, bo Niemcy zdają sobie sprawę, że w UE nie brak zwolenników łagodnego kursu wobec Rosji.

Czy system rotacyjnego przywództwa w Unii Europejskiej ma już znaczenie jedynie w chwili, gdy to Niemcy czy Francja stoją na jej czele?

Wiadomo, że zmieniające się prezydencje straciły na znaczeniu. Po prostu dlatego, że pojawiły się innowacje instytucjonalne, np. urząd przewodniczącego Rady Europejskiej. Z prezydencją dużych krajów wiąże się jednak nadal spore oczekiwania, wynikające z tego, że mogą one wykorzystać swój potencjał polityczny. Średnie i małe państwa członkowskie mają swoje możliwości w postaci skupienia się na tematach będących ich specjalnością, przy czym skuteczność ich działań zależy od stanu stosunków i intensywności dialogu z jak największym gronem partnerów.

Rozmówca jest analitykiem rządowego think tanku Wissenschaft und Politik (Nauka i Polityka) w Berlinie

Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki